[Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Relacja]
„Żadna chwila nie jest bardziej lub mniej ważna od innej, wszystkie są do siebie podobne […]”
„Graj jak się da” to powieść osadzona w świecie Hollywood. Życie aktorki Marii Wyeth to jedno wielkie pasmo udręk. Toczy się między rozwodem z mężem, chorą córką i wahaniami nastrojów. Książka Didion to opowieść o latach 60. XX w. - Złotej Ery Hollywood.
„Graj jak się da” to moje drugie spotkanie z autorką. I już wiem, że bardzo lubię jej styl. W pewnym sensie piękny, nieco poetycki. Z drugiej strony twardy, nieokrzesany i szczery aż do bólu. W tej powieści autorka rozprawia się ze światem Hollywood. Bierze życie celebrytów z lat 60. i z niesamowitą szczerością opisuje ten świat.
Didon pisze prosto. Nie znajdziemy tu przepięknych i kwiecistych opisów. To, co autorka chce nam przekazać, jest widoczne na pierwszy rzut oka. I to sprawia, że ta powieść zapada w pamięć. To sprawia, że ta powieść jest tak mocna i emocjonalna. Emocje wręcz wylewają się z każdego zdania.
Autorka zbudowała genialną postać. Maria jest nieoczywista — jest postacią tragiczną. Zapadającą w pamięć. Jej szaleństwo oplata nas powoli. Oblepia jak kurz na pustyni. Wsiąka w nas każdym porem naszej skóry. Tak samo jest z Marią. Powoli orientujemy się, jak głęboko zalazła nam za skórę.
Trochę jak Pani March z książki Virgini Feito. „Graj jak się da” jest dużo mniej psychodeliczna niż, „Pani March”. Natomiast obie kobiety są do siebie podobne. Obie żyją w świecie ułudy i kłamstwa. Obie zmagają się z problemami psychologicznymi. Obie muszą podporządkować się światu.
A świat w książce „Graj jak się da” jest obrzydliwy. Pełen kłamstwa, pychy i narkotyków. W tym świecie rządzi pieniądz i żądza. Kobiety nie mają głosu. Jest im odbierany na każdym rogu. Muszą robić wszystko, aby przetrwać.
„Graj jak się da” świetnie opisuje konwenanse życia społecznego w latach 60. w Hollywood. Dostajemy krótkie sceny, które momentami wydają się chaotyczne. W jednej chwili Maria wraca do aktorstwa, w innej rozpacza po stracie męża. Za chwilę dokonuje aborcji, a po chwili pędzie autostradą w swoim lub nie swoim wozie. Nic się ze sobą nie łączy aż do samego końca. Dopiero po przeczytaniu całości dostrzegamy, co tak naprawdę chciała przekazać autorka.
Didion w pewnym sensie mnie poruszyła. Tą skromną opowieścią wywarła na mnie wielkie wrażenie. Na tych 180 stronach zawarła milion emocji, chociaż pisała prosto. Samotność, szaleństwo, strata, ból i rozpacz wylewają się z każdej kartki tej powieści.
Jej „Biały album” bardzo mi się podobał. Natomiast to „Graj jak się da” pozwoliło mi na poznanie stylu autorki. Oraz tego, w jaki sposób się z nim obchodzić. Bo niektórym może się wydawać nieco suchy, zbyt prosty. Ale w tej prostocie jest właśnie piękno i cały klucz do zrozumienia tragizmu tej książki.