Marcus Zusak "Złodziejka książek",
Po lekturze "Jak wychować nazistę", książce ukazującej jak duży wpływ może mieć na młodych ludzi indoktrynacja i nazistowska propaganda, wiedziałam od razu, że chcę sięgnąć po książkę, która losy niemieckich dzieci i młodzieży ukaże z innej perspektywy. Przyszedł więc czas na "Złodziejkę książek", o której czytałam wcześniej wiele dobrych słów. Przyznam jednak, że po nieudanym doświadczeniu z "Jeźdzcem miedzianym" Paulliny Simons, którego uwielbia wiele czytelniczek, a który wypacza moim zdaniem obraz wojny, trochę obawiałam się, że również w "Złodziejkę książek" mogę odnaleźć wypaczony i przesłodzony obraz wojny. Jak się potem okazało, mój strach był zupełnie nieuzasadniony.
"Nienawidziłam słów i kochałam je. Mam nadzieję, że nauczyłam się ich używać". Świat zagwizdał. Padał zardzewiały deszcz.
Tymi słowami kończy swoją książkę złodziejka książek. Taki obraz bombardowanego miasta, burzonego doszczętnie świata ludzi widzi Śmierć. Kilka prostych słów, a ich przekaz, a zarazem możliwości interpretacyjne są niezwykle szerokie. Za to, między innymi, doceniam dobre książki.
"Złodziejka książek" jest historią wchodzącej dopiero w nastoletni wiek Liesel, której wojenne losy poprzedza strata biologicznej rodziny, wziętej na wychowanie przez prostych ludzi Rosę i Hansa, dla której książki, i w ogóle słowo pisane, stanowią najcenniejszy skarb, umożliwiający przeniesienie się do innego, niż przyszło jej żyć, świata. Ten bowiem, który ją otacza ogarnięty jest nazistowską propagandą, kultem Führera, prześladowaniami Żydów, wcielaniem każdego, młodego chłopca i dojrzałego już mężczyzny do niemieckiej armii, wysyłaniem na front wschodni, nalotami i bombardowaniami, wreszcie wszechobecną śmiercią. Świata, w którym trudno jest zachować człowieczeństwo, nie poddać się nazistowskiej ideologii, nie bojąc się pomagać innym. Świata, który pokazuje, że nawet w momencie zagrożenia możliwe, a nawet konieczne, są jakiekolwiek gesty empatii pod adresem innych.
Książki dla Liesel mają moc terapeutyczną, umożliwiają przeniesienie się w miejsca, gdzie jest bezpiecznie, nawet jeśli ich tematyka może wydawać się zaskakująca. Jest jeszcze jedna rzecz, która na długo zapada w pamięć. To wbijające się w umysł, często symboliczne sceny, budzące emocje obrazy, małe, ale niezwykle ważne gesty.
Symboliczne obrazy oraz szeroko przedstawiane przez autora didaskalia podsycają wyobraźnię czytelnika, potęgują grozę wojny. Tworzą wręcz teatr jednego aktora, bo Śmierć ma absolutną władzę nad wszystkimi, zachowując jednocześnie ludzką, pełną empatii i zrozumienia ludzkości, twarz.
Na podstawie "Złodziejki książek" powstał również film. Podczas lektury nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że niemożliwością jest takie jej zekranizowanie, które wydobyłoby wszystkie emocje, jakie ze sobą niesie książka, oryginalny sposób narracji, ze wszystkowiedzącym narratorem Śmiercią - kierującą ludzkimi losami, Panią życia i śmierci, dla której II wojna światowa jest wymykającym się spod kontroli wydarzeniem.