Piszę tą opinię już drugi raz, ponieważ będąc jeszcze odrobinę zaspana - napisałam, a następnie nie zapisałam recenzji nowej książki, co w konsekwencji zaowocowało złością i przymusem zrobienia tego ponownie. A więc: z uśmiechem na twarzy i piosenką "Wild World" w tle, przechodzę powoli do pierwszych zdań...
Najnowszą, autobiograficzną tym razem, książkę Katarzyny Grocholi - "Zielone drzwi" - skończyłam wczoraj wieczorem, niestety moje powieki były silniejsze od chęci napisania wam moich odczuć po tej ujmującej lekturze. Do dzisiaj mogę pochwalić się, że przeczytałam trzy powieści tej pisarki i wcale tego nie żałuję. Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam znajomą okładkę na wystawie księgarni - weszłam, zakupiłam i popędzana przez mamę (która również miała na nią chęć) przebrnęłam przez nią.
Ile z osobowości Katarzyny Grocholi mają bohaterki jej powieści? W jakim stopniu życie autorki, jej własne przemyślenia i ukochane miejsca przenikają na karty książek? Które zbiegi okoliczności w realnym życiu były tak nieprawdopodobne, że pisarka dotychczas o nich nie wspominała? Miłośnicy najpoczytniejszej polskiej autorki nareszcie mają okazję dowiedzieć się, jaka naprawdę jest Katarzyna Grochola.
Poznajemy tutaj panią Annę Katarzynę Grocholę (która w dowodzie nie ma pierwszego imienia na K) z zupełnie innej perspektywy. Jak sama piszę - jedynie uchyla tytułowe zielone drzwi, ale nie zamyka ich na klucz. Wpuszcza nas do swojego świata i to ona tutaj decyduje, kiedy ta wstęga i granica zostanie przerwana. Autorka utwierdza nas w przekonaniu, że jest niezwykle inteligentom, zabawną, odważną, upartą i popełniającą błędy kobietą, która potrafi prawdziwie kochać i również dawać tą miłość.
Przedstawia nam różne etapy swojego życia. Pierwszym z nich są lata szkole, które mignęły jej tak, że prawie nie zauważyła. Tutaj pani Grochola jest pełnym wigoru i pomysłów dzieckiem. Kto by przypuszczał, że ta słynna pisarka miała takie dzieciństwo - ja nigdy. Zaznajamia nas z ludźmi, którzy coś kiedyś dla niej znaczyli i znaczą nadal - opisuje ich, dziękuje im. Przytacza parę ciekawych historyjek, które są interesujące i zdarzają się w codziennym życiu, również nam. Zdziwiłam się, że autorka pamięta tak wiele szczegółowych rzeczy.
Jednym z tych ważnych okresów w jej życiu, była praca salowej w szpitalu. Ten etap jest przepełniony cierpieniem, chorobami i śmiercią. Robiła to wszystko, aby spełnić swoje marzenie - zostać pisarką, a wtedy wydawało jej się, że aby zostać pisarką trzeba skończyć medycynę. A jak już napisała: "Ja wam kiedyś pokażę!" Jedną scenę zapamiętałam szczególnie, ale nie będę tutaj zdradzać - ten, kto zdecyduje się przeczytać "Zielone drzwi", na pewno jej nie pominie.
Pod koniec książki dowiadujemy się również, że Katarzyna Grochola jest zawziętą i dzielną kobietą. Tak samo jak znana nam Judyta - prawie sama wybudowała dom w Milanówku, jedynie z niewielkiej sumy pieniędzy, przy pomocy przyjaciół, woli zaparcia i wsparcia córki. Autorka udowodniła, że poznała kilka rodzajów miłości - rodzicielskiej, namiętnej, miłości do zwierzęcia, do przyjaciół, co życia, do ludzi, którzy jej pomagali.
Naprawdę warto ją przeczytać, bo jak głosi sam opis z tyłu okładki - Najciekawsze scenariusze pisze samo życie. Przekonajcie się, że pani Grochola to kobieta z krwi i kości, i że czasami jej również zdarza się upaść, aby później ponownie stanąć na nogi. Zapraszam do zerknięcia za "Zielone drzwi".