Właśnie skończyłam czytać najnowszą powieść Anety Skarżyński, Podróż na Operiona. Jeszcze jestem lekko oszołomiona, ale zdam wam relację na gorąco. Znając dotychczasowe powieści przygodowe tej autorki, spodziewałam się kolejnej lektury w ten sam deseń: radosnej, lekkiej fabuły osadzonej w polskiej nieco absurdalnej rzeczywistości, wartkiej akcji i zabawnych dialogów. Tymczasem książka zabrała mnie w bardzo daleką podróż. Co więcej – wymagała skupienia uwagi. Na szczęście zdążyłam się zaopatrzyć w hektolitry kawy i dobre światło, bowiem na lekturze zeszło mi całe popołudnie i noc z kawałkiem. Ale co tam zarwany sen, w końcu są wakacje. W domu. Zaraz, co ja mówię, a jakim domu? Dzisiejszej nocy byłam na wielu planetach w galaktyce Operiona. Eskapada okazał się dość wyczerpująca i zakończyłam ją z podkrążonymi oczyma tuż przed śniadaniem, za to w wyśmienitym nastroju. Pisarka mówi prawdę, iż „książka powinna zaczynać się hardcorem, a kończyć niemalże wystrzałem w kosmos oraz salwami śmiechu”. Wraz dwójką głównych bohaterów przeżyłam rozliczne przygody: radosne, tragiczne, niektóre mrożące krew w żyłach i jeżące włos na głowie. Bywało, iż zastanawiałam się: bać się czy śmiać się? Tylu emocji, często skrajnych, dawno nie przeżyłam. A co ciekawe, nie jestem fanką bohaterów scen operowych, jednak historie rozlicznych artystów – oparte na faktach i ukazane w interesującej formie – przykuły moją uwagę. Z czystym sumieniem polecam je wszystkim, bo w nich nie ma chwili na nudę.
Zgodzę się ze zdaniem autorki, która twierdzi, że „cała powieść przesycona sensacjami, aferami, zakulisowymi tajemnicami, nierzadko o kryminalnym lub erotycznym zabarwieniu, przeniesie czytelnika w świat postaci powszechnie znanych z historii sztuki”. Zastanawiałam się – po co pisać po raz enty o kimś, kogo świat już zna? Okazuje się, że do wiadomości publicznych podawane są nie wszystkie szczegóły z ich życia. Do tych najcenniejszych trzeba się dokopywać. Wcale się nie dziwię, że pisarce badania zwane potocznie reserchem zajęły parę lat. I nie są to dokumentalne opowiastki, lecz najprawdziwsza powieść przygodowa z dreszczem. Pisana bardzo współczesnym, prostym językiem, przy okazji barwnym i dowcipnym. Rozliczne perypetie dziwolągów, ekscentryków i fenomenów artystycznych sprawiły, że w opisywanych geniuszach odkryłam również normalnych zjadaczy chleba. Zresztą w którymś z wywiadów pisarka obiecywała: „opera zdejmuje napudrowane peruki, koturny, pióra, woale, krynoliny, maski i obnaża swe prawdziwe oblicze, nierzadko zabawne.”. I to prawda! Tę książkę śmiało można zaliczyć do tych, których po przeczytaniu nie odstawia się na półkę, a puszcza po znajomych.
Aha, mimo sztucznego światła uwagę moją przykuły ilustracje z gatunku realizmu fantastycznego autorstwa Anety Skarżyński. Ci którzy nie śledzą jej poczynań zawodowych mogą nie wiedzieć, iż ukończyła dwie artystyczne uczelnie wrocławskie: Akademię Muzyczną i Akademię Sztuk Pięknych. Pisarka z całą pewnością wie o czym mówi i co maluje. A ja poczułam się, jak za dawnych lat, gdy z wypiekami na twarzy czytałam ilustrowane baśnie. Przyjrzę się im jeszcze raz, ale już z mniej spuchniętymi powiekami. Tymczasem na gorąco dzielę się swymi spostrzeżeniami i odczuciami. Wydawnictwu Psychoskok dziękuję za udostępnienie przedpremierowe pozycji, zaś autorce za emocjonującą podróż! Polecam się na przyszłość.