Warto zapamiętać to nazwisko, tę serię. Rzadko się zdarza, że debiut bywa tak udany, rzadko się zdarza, że kryminał bywa tak porywający. Rzadko się zdarza, że wszystkie obietnice wydawcy, zachęty umieszczone na okładce, opisy pełne podziwu, wyrażają tylko prawdę, są aż tak godne zaufania.
Czerwień - kolor, który stał się oznaką pierwszej części serii. Autorka ubarwia nim detale - parasolkę, sukienkę. Czasem błyska w lusterku wstecznym, łapie na moment nasz wzrok gdy przemierzamy ulice. Przede wszystkim zaś, tym kolorem opisuje się fachowo czerwień wargową - usta. Całowane, przygryzane ze zniecierpliwienia, wysuszone strachem, wreszcie... wycięte szarpanym, bądź równym i fachowym pociągnięciem skalpela. Wycięte z twarzy kobiet, których ciała w odstępie siedemnastu lat wypływają na sopocką plażę.
"Jak to możliwe, że po siedemnastu latach powtórzyło się coś podobnego? Czy to naśladowca, czy po prostu osoba o podobnych skłonnościach? A może to ten sam sprawca, który po niemal dwóch dekadach poczuł nieodparte pragnienie, by powtórzyć ten sam makabryczny akt zbrodni, by znów poczuć skrajne emocje towarzyszące morderstwu i okaleczeniu?" (str.93)
Sopot to nie kurort jaki kojarzymy z beztroską, wakacjami, bezpiecznym słonecznym ciepłem i szumem fal. To mafijny dom z lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Rozszalały nadmiarem brudnej gotówki, groźny porachunkami, zawiścią i łatwą śmiercią. Miasto nastolatek i ich mafijnych kochanków. Kłamstw, gróźb i układów, z których wydobycie się jest niemożliwe, nawet jeśli jest się córką prawniczej pary. A może zwłaszcza wtedy.
I Sopot roku 2013. Pozornie inny, łagodniejszy ale znów ozdobiony kpiną. Wydający się już dawno pozbawiony tamtego blichtru i morderczej zawiści a jednak równie niebezpieczny, noszący równie mylące maski. Miasto półprawd, przyjaźni zamienionej w zdradę. Tu nie można ufać nikomu, osoby sprzed lat okazują się tylko namiastką naszych wyobrażeń o nich, ktoś, kto nazywa się przyjacielem wiedziony jest tylko chęcią zaspokajania chorych żądz, a niespełnione czy odrzucone uczucia okrutnie się mszczą.
Jak żyć po śmierci własnego dziecka? Jak przez lata nosić brzemię bólu? Jak zatrzeć ślad ukochanej kiedyś twarzy, jeśli widziało się ją po raz ostatni tam, nad koszmarnie oszpeconą twarzą młodej dziewczyny, córki? Jak po siedemnastu latach przyjąć ze spokojem i zrozumieniem wiadomość, że omalże bliźniacza zbrodnia wydarzyła się znów tutaj, w tym mieście, na tej plaży?
"Och, jacy ludzie byli śmieszni z tym wymyślaniem słów niosących pociechę, z tym posługiwaniem się pojęciami, które miały mniej boleć. Łudzili się, że jak przychodzą na cmentarz, to umarli ich słyszą. Wmawiali sobie, że mogą sobie przysiąść na ławeczce, porozmawiać ze zmarłymi, trochę się pożalić. dzięki temu czuli się lepiej. Mniej samotni, mniej opuszczeni, pewnie mniej puści." (str.189)
Jak będąc młodym policjantem wymazać sprzed oczu pierwsze, dramatyczne zetknięcie z twarzą ofiary? I jak walczyć o swoje racje, gdy o zbrodni sprzed lat lepiej, bezpieczniej, byłoby nic nie wiedzieć i jeśli byłe gangsterskie tuzy nadal śmieją nam się w twarz?
Niezwykła plastyczność języka i wartkość akcji wiążą się w węzeł nie do przecięcia. Pani Sobczak została obdarzona niezwykłym talentem do budowania zdań, tworzenia scen, które porywają czytelnika, pieszczą go detalami. To rzadki dar tak oczarować widza, żeby obejrzał rezultat twórczej pracy na jednym oddechu. I by na drugą część opowieści kupił bilet jeszcze w trakcie trwania pierwszej. Ja już swój, na kolejne "Kolory zła" kupiłam.
Polecam. Zdecydowanie.
Pani_Ka