Arystokratyczne południe Stanów Zjednoczonych, noszące w sobie cechy starego kontynentu, a jednocześnie na wskroś amerykańskie. Tradycje i zasady przekazywane od pokoleń, rodzinne rezydencje, stare rody, żyjące świetnością minionych lat. Atmosfera jak z książki Margaret Mitchell, dżentelmeni i damy, bale i przyjęcia, duma i honor, to wszystko kojarzy się właśnie z tym regionem. Savannah, punkt na mapie i to wcale nie należący do największych, miasto znane z nazwy, ale tak naprawdę skrywające swą duszę przed obcymi. Niezagubione, ale też nie wysuwające się na plan pierwszy, a jednak nie będące jedynie tłem dla większych metropolii. Konserwatyzm nie wyklucza zbrodni, wręcz nadaje jej kontrastowych barw, w końcu kto jak nie on dokładnie określa co jest dobre, a co złe? Kryminalna opowieść w gorącym klimacie, gdzie korzenie tradycji stanowią prawo, nie zawsze zgodne paragrafami zawartymi w kodeksach, a sceneria to nie tylko ciekawe krajobrazy, ale jeden z wątków.
Savannah w oczach przyjezdnego jest perłą południa, pełną zabytkowych rezydencji, muzeów, placów, tego wszystkiego co jest kwintesencją dobrego smaku. Jednak turystyczne atrakcje czasem nie wystarczają, a przyjezdni chcą poznać miasto od podszewki, oczami ich mieszkańców. By dotrzeć do tego co stanowi jej istotę nie wystarczą dobre chęci, potrzebny jest przewodnik i to taki, który zna nie jedynie blaski, lecz i cienie. Nowy Jork to symbol północy Stanów Zjednoczonych i jednocześnie tak różny od tego co uosabia Savannah, a może wbrew pozorom wcale nie takie odmienne? Morderstwo zawsze nim będzie, chociaż czy aby na pewno? Nim rozważy się tę kwestię, trzeba poznać okoliczności i samo miasto, rzucają one całkiem inne światło na to co miało miejsce i na ocenę samego czynu. Podobno punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, jaki więc on jest gdy jest się na samym szczycie drabiny społecznej i poniżej jej pierwszego szczebla? Na pewno różne, a kontrowersje wokół ofiary i sprawcy dodają nie tylko pikanterii, lecz przede wszystkim emocji toczącemu się śledztwu. Kto jest winowajcą i co tak naprawdę oznacza to słowo? Gra rozpoczęła się nie w chwili kiedy ktoś stracił życie, lecz o wiele wcześniej, nie toczyła się w ukryciu, ale przy pełnej widowni, a jej wynik wydawał się przesądzony ... Kiedy pomiędzy prawdą a faktami stanie człowiek, wiele zdarzyć może się, a to co wydarzyło się schodzi na drugi plan ustępując pola widowisku dochodzeniowo - sądowemu. Obrona i oskarżenie, z założenia działający w ramach tych samego zbioru praw i obowiązków, ale u podstaw działania mający sprzeczne interesy. Winny, niewinny, oskarżony, pokrzywdzony, wina, kara i poczucie sprawiedliwości, wszystkie te pojęcia nabierają całkowicie innego znaczenia, nie odmiennego, lecz po prostu specyficznego dla klimatu Savannah, a może to tylko złudzenie bądź manipulacja? W końcu to co dla jednych jest atakiem, dla drugich oznacza obronę ...
"Północ w ogrodzie dobra i zła" nie jest ani typowym kryminałem ani książkowym przykładem dramatu sądowego. Powieść Johna Berendta zawiera w sobie elementy obyczajowe i coś z przewodnika, lecz motywem głównym jest specyfika miejsca i jego mieszkańców, sensacyjne detale mają swe korzenie w tym co stanowi istotę południowej atmosfery i jednocześnie uniwersalne składniki teatru spod znaku Temidy. Autor nie ocenia, nie osądza, ale nie jest też jedynie widzem i biernym obserwatorem, wprowadzając narratora indywidualizuje spojrzenie na to co wydarzyło się, ale nie do końca. Główny bohater znajduje się w centrum wydarzeń, lecz i z boku, a jego odczucia osobiste są przedstawione w sposób jak najbardziej obiektywny. Fabuła wydaje się toczyć leniwie, jakby od niechcenia, jednak konsekwentnie buduje klimat napięcia i oczekiwania na to co na pewno będzie miało miejsce, gdy wydaje się, że zakończenie jedynie potwierdzi przypuszczenia, okazuje się, iż wynik różni się od domysłów. Dobro i zło czasem noszą maski, tak, że nie sposób odróżnić je od siebie ... Kat czy ofiara, a może jedno i drugie?