Dawno nie miałem przyjemności recenzować książki takiej, jak „Błysk” Artura Chojnackiego.
Przyznaję się, że z początku nie wiedziałem czego się spodziewać, w szczególności, że sam koncept historii nie brzmiał dość oryginalnie względem tego, czym jesteśmy obecnie karmieni w naszej popkulturze. Czytając opis książki myślałem sobie: „Takie rzeczy w Polsce? czy to się może udać?”
I tak, moi drodzy, udało się.
Ciężko jest powiedzieć coś pozytywnego o tej książce tak, by nie zepsuć jej czytelnikowi. Tak wiele elementów historii chciałbym tu opisać, mnóstwo motywów i zabiegów narracyjnych autora, ale nie mogę, bo lepiej, byście odkryli je sami. Nie chcę wam, mówiąc szczerze, zepsuć radości z czytania tekstu. Coś jednak szepnąć o niej muszę, by zachęcić was do zapoznania się z opowieścią, z którą ja w polskiej literaturze się jeszcze nie spotkałem.
Zarys historii jest taki: Jerzy Miller to policjant, przykładny mąż i ojciec, który, dzień w dzień, stara się pogodzić obowiązki zawodowe i prywatne, coraz mniej czasu poświęcając na hobby swojej młodości: komiksy. Nie przypuszcza, że z pozoru łatwe do odhaczenia śledztwo wywróci jego spokojne życie do góry nogami i sprawi, że on sam zakwestionuje własną poczytalność.
Więcej dowiedzieć się musicie sami, bowiem radość z odkrywania każdej tajemnicy jaką wspólnie z Jurkiem odkryjecie jest niewspółmierna do tego co mogę powiedzieć wam ja. Uwierzcie mi, warto wejść w tą historię w ciemno.
Opowieść, którą przedstawia Artur Chojnacki z pozoru wydaje się być pełna znanych, utartych schematów. Broni się jednak tym, w jaki sposób owe wydarzenia są przez autora przedstawione. Tutaj każdy element układanki ma swoje miejsce w konstrukcji świata, a pojedyncze wątki i pozornie rzucone niedbale zdania z czasem składają się w piękną mozaikę przekazu, sprawiając, że czytelnik BŁYSKawicznie (widzicie, co tu zrobiłem? 😊 ) pochłania kolejne strony powieści łaknąc więcej. Pomaga temu zaskakująco lekki i elastyczny styl pisania autora, sprawnie kreślący zarówno opisy, jak i dziarskie dialogi. Nie raz na mojej twarzy gościł uśmiech z udanie przemyconego żartu czy udzieliła mi się euforia bohaterów. Zdecydowanie styl, pomysł i kompozycja całości są najsilniejszymi elementami tej pozycji.
Czy książka ma jakieś wady? Prócz tego, że zarwiecie przy niej noc? No może w paru miejscach zamiast kolejnego rozdziału podzieliłbym tekst, by uniknąć niepotrzebnej numeracji. Jak widać, by wskazać jakieś wady musiałbym być jednak wybiórczo czepialskim, a tego nie lubię robić.
Co lubię za to robić, to polecać ludziom dobre, oryginalne i wyjątkowe książki. Takie jak ta.
„Błysk” musicie przeczytać.
Brawo Artur, chylę czoła, udany debiut.