Wielu z was na pewno nie lubi pisać wypracowań. Te dziesiątki godzin spędzone nad pustymi kartkami i próby nakreślenia czegokolwiek, co mogłoby mieć jakiś sens. I jeszcze tematy spędzające sen z powiek... Nawet w wakacje śni się to po nocach i przebija inne koszmary.
Duncan doskonale wiedział, że w ostatniej klasie szkoły Irvinga będzie miał do czynienia z wypracowaniem, gdzie najjaśniejszą gwiazdą będzie tragedia. Tylko czy do tego słowa-klucz można dopisać jego sytuację związaną z klitką, którą ktoś bezczelnie nazwał pokojem? I jak tutaj myśleć o najważniejszej pracy pisemnej, gdy samemu się walczy z demonami przeszłości?
Chłopak odnajduje w swoim pokoju tajemniczą paczuszkę. Poprzedni lokator, Tim Macbeth, pozostawił dla niego niecodzienny prezent w postaci płyt, na których można odnaleźć jego historię. Duncan na samym początku nie był pewny, co do odsłuchania ich, lecz pewne fakty przekonały go do tego pomysłu. Z dnia na dzień poznawał coraz więcej faktów z życia tajemniczego chłopaka będącego pierwszym albinosem, jakiego było mu dane poznać. Tym samym jeszcze bardziej zagłębiał się we własne wspomnienia.
Co takiego łączyło tych dwóch chłopaków? Czy Tim ma coś wspólnego z wycofaniem się Duncana z życia towarzyskiego? I jak zakończy się ta cała historia opowiadana przez młodego Macbetha?
Zaliczenie z tragedii zdaje się być błahostką, kiedy do gry wchodzi inne zaliczenie – wybaczenie samemu sobie.
Rynek czytelniczy jest zalewany taką ilością książek, że strasznie ciężko zapoznać się ze wszystkimi tytułami. Nie wszystkie z nich mogą liczyć na reklamy na każdym kroku, przez co zostają niezauważane. Tak właśnie było z [Zaliczeniem z tragedii]. Ja sama pominęłabym tę powieść, jednak Cleo M. Cullen z bloga Zniewolone Treścią postanowiła to zmienić. Jak tego dokonała? W prosty sposób – ofiarowała mi tę książkę w formie prezentu urodzinowego. Minęło trochę czasu, nim dałam szansę tej książce. Zaryzykowałam i spędziłam z nią parę godzin. Tylko czy było warto poznawać tę historię?
„Idź i nieś piękno i światło.”
Po przeczytaniu opisu z tylnej okładki moja wyobraźnia co rusz podsuwała mi przeróżne scenariusze. Wiele z nich nawet przekraczało granicę gatunku, z jakim miałam się zmierzyć. Nie pomyślałabym jednak, że fabuła może się potoczyć jeszcze inaczej!
Akcja powieści kręci się wokół tytułowego zaliczenia z tragedii, aczkolwiek to nie praca pisemna spędza sen z powiek Duncana. Bacznie obserwowałam jego reakcje związane z nagraniami pozostawionymi przez Tima. Uważnie widziałam zmiany zachodzące w zachowaniu chłopaka, lecz nadal głowiłam się nad jednym – co tak naprawdę łączy tych dwoje nastolatków? Przecież byli sobie całkowicie obcy, a jednak coś sprawiło, że Duncan postanowił wysłuchać wcześniejszego lokatora felernego pokoju. Miałam nie lada zagadkę, a tutaj jeszcze trzeba było śledzić tekst, który ze strony na stronę coraz bardziej mnie wciągał. Trudno mi to przyznać, ale w połowie drugiej części książki zaczęłam być już zmęczona i przytłoczona całą tą fikcyjną sytuacją. Modliłam się, aby płachta zakrywająca wszelkie tajemnice – w końcu – runęła na ziemię. A kiedy tak się stało... Owszem – mieliśmy do czynienia z dramatem, jednak poprzednie rozdziały zapowiadały coś znacznie lepszego. Autorkę było stać dość mocno zaszokować czytelnika, lecz wybrała drogę na skróty. Jej rozwiązanie mnie nie usatysfakcjonowało. Zrehabilitowała się ona dopiero pod koniec, zostawiając wszystkim otwartą furtkę związaną z własnym dopowiedzeniem zamknięcia tej historii. W tym przypadku ten zabieg okazał się strzałem w dziesiątkę! A moja wyobraźnia szybko to podłapała... Mogłabym nawet dopowiedzieć kilkadziesiąt scenerii!
„Czasami rzeczą trudną – a nawet niemożliwą – jest wiedzieć, jak wiele wzniosłości kryje się w danej decyzji, dopóki nie jest już po wszystkim.”
Jeżeli chodzi o głównego bohatera, to na samym początku mamy z nim niewiele kontaktu. Autorka postanowiła, że to właśnie Tim będzie przez większość czasu w centrum uwagi i to wokół niego będzie się toczyć cała fabuła. Jakoś mi nie przeszkadzał taki zamysł. Ba – nawet wydawało mi się całkiem ciekawe dopuścić do głosu kogoś, kto już opuścił mury Irvinga, lecz ma coś jeszcze do powiedzenia. Przyjemnie było patrzeć, jak zakompleksiony i pełen żalu o urodzenie się albinosem chłopak powoli zaczynał rozumieć, że jego odmienność nie jest wcale taka straszna. Odrzucając samotność coraz częściej dostrzegał optymistyczne akcenty życia. To właśnie jego spowiedź zmobilizowała odsuwającego się od wszystkich Duncana, że nie może zamykać się we własnej skorupie. Tim popełnił wiele błędów, których pan D nie chciał powtarzać. I wyobraźcie sobie, że tych panów mogło jedynie łączyć to, że główny bohater przejął pokój po swoim płytowym towarzyszu, który jest już absolwentem tej szkoły. A jest jeszcze coś, czego wam nie zdradzę – tego musicie dowiedzieć się już sami!
Z drugoplanowych postaci najbardziej polubiłam profesora Simona, kiedy reszta raz zyskiwała w moich oczach, by po chwili w nich tracić. Nasz wspaniały nauczyciel zachwycił mnie swoim podejściem do uczniów i niecodziennymi metodami przekazywania im wiedzy. Gdybym miała takiego profesora w szkole, to wtedy mogłabym się uczyć wiecznie. Najbardziej jednak zawiodła mnie postać Vanessy. Wydawała mi się taka otwarta i wyrozumiała, jednak kiedy przyszło co do czego, to nawet nie zamierzała wysłuchać swojego przyjaciela. Jak dla mnie zachowała się niedojrzale, chociaż wiem, że mogę nie mieć racji. I pomyśleć, że on wcześniej skakał wokół niej, przez co zaniedbywał kontakty z własną rodziną... Dobra. Tak naprawdę sama nie wiem, jakbym się zachowała na jej miejscu. Mogę jedynie polemizować. Nic poza tym. To nie zmienia jednak faktu, że zamieniła się w rozkapryszoną księżniczkę. A o innych osobach nie wyrobiłam sobie zdania. No może o Patricku, którego mogłabym określić jedynie za pomocą łaciny podwórkowej, a wolę tego uniknąć...
„Bez względu na to, jak bardzo chciałbym zmienić rzeczywistość, wiedziałem, że fakt, iż urodziłem się albinosem, nie jest tragedią.”
Jestem ogromnie wdzięczna swojej przyjaciółce, bo gdyby nie ona to przeszłaby mi koło nosa kolejna autorka, która doskonale wykorzystuje swoje umiejętności. Warsztat pisarski Elizabeth LaBan jest na bardzo dobrym poziomie. Na pewno byłby jeszcze lepszy, gdyby udoskonaliła parę rzeczy. Co nie zmienia faktu, że czekam na zapowiedź kolejnej książki tej pani. Oby tylko to nie był poradnik...
Poprzez tę książkę możemy dostrzec takie ciche przesłanie związane z tym, że warto zaakceptować samego siebie. Nie warto patrzeć na innych i oceniać się względem ich, bo każdy z nas jest wyjątkowy. Zamieńmy nasze wady w zalety i cieszmy się z życia – w końcu jest tylko jedno.
Bardzo przyjemnym dodatkiem okazał się sam wywiad z autorką, który odnalazłam na samym końcu książki. Uwielbiam tego typu niespodzianki! Nie dość, że mogłam poznać prawdziwy powód powstania [Zaliczenia z tragedii], to jeszcze odkryłam wiele ciekawych faktów związanych z fabułą! Kochane wydawnictwa – co wy na to, aby raz na jakiś czas zostawić taki prezent dla swoich czytelników?
Podsumowując:
[Zaliczenie z tragedii] wprowadza czytelnika w melancholijny nastrój, jednak nie pozwoli na całkowite pożarcie przez depresję. Autorka stopniowo przekazuje nam tę smutną historię, przeplatając ją z pozytywnymi oddźwiękami. W ten sposób natrafiamy na wzloty i upadki. To jednak nie powinno skreślić historii Duncana i Tima w waszych oczach. Jeżeli jednak macie dość swoich problemów – nie dokładajcie sobie zmartwień poprzez ten tytuł. Chyba nie chcecie, by ta całkiem dobra powieść straciła w waszych oczach?