W King's Power dochodzi do awarii jednego z reaktorów. Po kilku nieudanych próbach usunięcia usterki prezes elektrowni postanawia wysłać robaczki świętojańskie. Robaczki są to ludzie najczęściej bezdomni, którzy za pieniądze zgadzają się wejść w strefę skażoną radioaktywnie. Po dwóch nieudanych próbach przyjaciół, Schizo podejmuje się roboty, która polega na doprowadzeniu robotów mających usunąć usterkę. Bohater podejmując decyzje zdaje sobie sprawę z tego, że czeka go pewna śmierć. Pół roku wcześniej wykonywał podobną robotę i teraz każda dawka promieniowania jest dla niego śmiertelna. Mimo iż wielokrotnie przekracza wyznaczony czas na akcję, łata reaktor oraz będąc przekonanym, że wkrótce i tak umrze szuka ciał swych kolegów. Zamiast znaleźć martwe ciała swych kompanów trafia na dziwne zgromadzenie. W maszynowni gdzie nikogo nie powinno być, dostrzega człowieka siedzącego na rurze i przemawiającego do jego martwych przyjaciół. Bohater postanawia wrócić do reszty i opowiedzieć im o całym zajściu.
Schizo, niegdyś człowiek sukcesu, dziś wyrzutek społeczeństwa, włóczęga, kloszard z własnego wyboru. Gardzący konsumpcyjnym społeczeństwem, które określa pogardliwie ''normalnymi''. Członek Wspaniałych Powalonych, jak o sobie mówią, do których to po za nim należą podobni mu jego przyjaciele m.in. apostoł facet, który został wywalony z seminarium nim wygłosił w całości swoje pierwsze kazanie oraz napisał Najnowszy Testament. Powaleni najczęściej spotykają się w knajpie ''Got mit Uns'', w której podają tylko Burbon.
Paweł Zaręba funduje nam na okładce widok czterech rebeliantów z aureolami na tle odrażającego miasta. Postać na pierwszym planie ma nad głową pierwszy znak chrześcijan, co może sugerować ze jest to nasz tytułowy odkupiciel. Tytuł okładka opis z tyłu książki sugeruje nam, że po otwarciu trafimy na przygody odkupiciela i jego kompanii. Niestety, oczekując tego możemy się zawieść. Samego odkupiciela jest niewiele, ale nie o to tu chodzi. Autor ukazuje nam, do czego zmierza nasz świat. Ludzie myślą tylko przez pryzmat zysków. Największy przebój to idiotyczna piosenka z dobrym rytmem.
„Mam różowe jajo nigdy nie będę sam, różowe jajo mam Mam różowe jajo w życiu sobie rade dam, różowe jajo mam”
Dom boży to wspaniała budowla, wykonana z najwspanialszych materiałów z małym krzyżem na szczycie. Wewnątrz jeszcze wspanialsza, a wszystkie miejsca są opłacone i zarezerwowane, niczym prywatne miejsca parkingowe.
Mimo że akcja dzieje się w niedalekiej, bliżej nieokreślonej przyszłości to możemy ją zaliczyć do science-fiction. Zapytacie, ale gdzież tu jest fikcja naukowa przecież nie ma żadnych super technologii, które teraz wydają się nam niemożliwe do osiągnięcia. Teologia to także nauka i właśnie z taką fikcją teologiczną oraz socjologiczną mamy tu miejsce. Język powieści Drukarczyka jest bardzo specyficzny. Jest to połączenia języka potocznego, znajdziemy tu kolokwializmy i wulgaryzmy, z językiem biblijnym. Co daje bardzo ciekawy oraz przyjemny efekt dla czytelnika.
Jestem w stanie polecić każdemu tę książkę, skłania ona do zastanowienia, ku czemu tak pędzimy, co jest dla nas ważne i czy nasza wiara nie zaczyna przypominać tej z powieści Drukarczyka. Pamiętajcie, nie dajcie zabić odkupiciela!
[wcześniej opublikowano na:
http://zagubionywslowach.wordpress.com/]