„Strażnik Piekła” to powieść, która zachwyci czytelnika lub pozostawi po sobie delikatny niedosyt. Historia, w której losy nastolatków splatają się z wątkiem wojny i holocaustu, elementami horroru oraz eksterminacją kobiet posądzanych o czary. Nieoczywista, wciągająca, inspirowana prozą Stephena Kinga książka będzie idealną propozycją na letnie popołudnie.
Wakacje, przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Czasy bez komputerów i telefonów komórkowych. Dwunastoletni Maciek i jego przyjaciele spędzają wakacje na beztroskiej zabawie. Wymyślone przez jednego z nich wyzwanie prowadzi chłopców do owianej ponurą tajemnicą chaty w sercu pobliskiego lasu. Spotkanie z jej mieszkańcem, nazywanym przez okoliczną ludność Starym Dziadem, rozpoczyna niebezpieczną grę, w której stawką będzie ludzkie życie.
Podjęte przez chłopców śledztwo naprowadza ich na trop tajemnicy. Przed laty dopuszczano się tu niewyobrażalnych zbrodni wojennych, zaś aura usytuowanych nieopodal pozostałości KL Gross-Rosen wzmocniła siły pradawnego zła czającego się wśród drzew lasu Kałużnik.
Fabuła powieści jest przemyślana i dopracowana. Splatające się płynnie wątki oraz liczne zwroty akcji zapewnią przyjemną lekturę na niezłym poziomie. Bohaterowie, dzięki plastycznej prezentacji oraz retrospekcji, żyją na kartach książki, przeżywając całe spektrum emocji od pierwszego zauroczenia, poprzez rozpacz po stracie bliskich do skrajnego lęku. Młodzi czytelnicy powinni łatwo nawiązać z nimi nić sympatii. Dla nieco starszych odbiorców lektura będzie okazją do wspomnień beztroskiego etapu w ich życiu.
Autor umiejętnie stopniuje napięcie. Akcja rozkręca się i spowalnia na przemian, by mniej więcej w połowie książki mocno przyspieszyć. Zakończenie, obfitujące w elementy grozy, stanowi mocny akord skłaniający czytelnika do refleksji nad istotą dobra i zła.
Powieść stanowi świetnie przygotowany koktajl stylów. Przygody dwunastolatków, nie tylko traumatyczne, wywołują niekiedy szczery śmiech czytelnika. Prowadzone przez nich prywatne śledztwo do złudzenia przypomina moją wczesną młodość i działalność naszego (żeńskiego) klubu. Nie brak tu obrazów rodem z najciemniejszego zakątka piekieł, w tym boju z armią zombie, demonami czy duchami. Nawiązania do okultyzmu potęgują atmosferę grozy, podobnie jak wizje okrucieństwa wojny, zaczerpnięte z relacji jej naocznych świadków.
W posłowiu autor zaprezentował kilka inspiracji, co jest ukłonem w stronę czytelników zainteresowanych samym procesem twórczym. Stanowi także wyraz jego skromności, ponieważ wprost wskazuje, które wątki zostały częściowo zaadaptowane – choć mógłby przecież stać na stanowisku, że historię wymyślił samodzielnie. Szczególnym smaczkiem będzie osoba komendanta obozu koncentracyjnego, pojawiająca się w powieści, wzorowana na postaci historycznej.
Nie ulega wątpliwości, że Maks Dieter dysponuje umiejętnością konceptualizacji i lekkim piórem. Ewentualne uwagi czytelników mogą dotyczyć stylu, miejscami wręcz nonszalanckiego. Jako kontrargument przywołać należy adresatów książki oraz młody wiek jej głównych bohaterów. Wymagający odbiorcy, którzy preferują język literacki, mogą poczuć ukłucie lekkiego zawodu. Taka forma przedstawienia historii sprawia jednak, że czyta się ją niezwykle płynnie. Walory historyczne i zachęta do filozoficznych rozważań nad naturą ludzką skłaniają do refleksji, a niektóre, pełne luzu sceny wywołują uśmiech.