Nora Robert- amerykańska pisarka , początkowo pracowała w reklamie i public relations, była też aplikantem adwokackim. Swoją twórczość literacką rozpoczęła w 1981 roku sagą Irlandzka wróżka. Pisze pod różnymi pseudonimami: Nora Roberts, Sarah Hardesty i Jill March, a także J.D. Robb.
Książka jest historią rodziny Stanislawski, a w zasadzie dwóch jej członków- Rachel i Aleksija. Rachel jest młodą panią adwokat. Poznajemy ją w sądzie, kiedy to zostaje obrońcą Nicka- nastolatka oskarżonego o włamanie do sklepu. Kobieta nie widzi w młodym złodzieju przestępcy, ale zbuntowanego i zagubionego człowieka, któremu chce pomóc. Robi wszystko, żeby nie sądzono go jako pełnoletniego i w końcu udaje jej się wywalczyć dwumiesięczny nadzór sądowy, po którym ma się odbyć rozprawa. W tym czasie Rachel wraz z przyrodnim bratem Nicka- Zackiem mają nie dopuścić, żeby ich podopieczny wpadł w jeszcze większe kłopoty. Kłopotem jest jednak sama Rachel. Jest młoda, piękna i inteligentna. Nawet nie zauważa, kiedy staje się obiektem westchnień obu braci. Chociaż próbuje być profesjonalna i oddziela życie prywatne od zawodowego to nie może dłużej walczyć ze swoimi uczuciami. Jak uda jej się pogodzić miłość z pracą, nie raniąc przy tym żadnego z braci?
Druga część książki dotyczy Aleksija- brata Rachel. Podobnie jak siostra, związał swoje życie zawodowe z prawem, jest policjantem. Podczas jednego z patroli aresztuje prostytutkę, jednak szybko okazuje się, że dziewczyna pisze scenariusz do jednego ze znanych seriali, a na ulicy była tylko obserwatorką, szukającą inspiracji i nowych pomysłów. Aleksij uznaje ją za szaloną i pozbawioną rozumu, ale pomimo to coś go do niej przyciąga. W końcu odkrywa, że właśnie poznał kobietę swojego życia, tylko czy jest gotowy na taką miłość?
Przyznam, że do tej pory omijałam książki Nory Roberts szerokim łukiem. Nie przepadam za tanimi romansidłami, a ta autorka niestety z takimi mi się kojarzy. Jednak żeby móc wyrażać jakiekolwiek opinie, chciałam się najpierw przekonać, jak to jest naprawdę z twórczością tej pisarki. Muszę przyznać, że pierwszą część książki, dotyczącą historii Rachel czytało mi się całkiem dobrze. Jest to lekka i przyjemna lektura, w sam raz na wieczór po ciężkim dniu. Jednak bardzo rozczarowała mnie druga część poświęcona Aleksijowi. O ile romans w wydaniu Rachel przypadł mi do gustu, to losy jej brata okazały się tandetną, wyświechtaną historyjką. Postacie wykreowane przez autorkę są jednowymiarowe i nieskomplikowane. Co mnie zraziło, to obraz miłości ukazany w książce. Jestem zdania, że co się szybko zaczyna, jeszcze szybciej się kończy, a odniosłam wrażenie, że bohaterowie książki w jeden dzień się zakochują, a w następny już myślą o ślubie. Autorka niepotrzebnie i dosyć nieudolnie starała się dodać trochę dramatyzmu do historii bohaterów, wspominając o trudnym dzieciństwie, czy przerażającej pracy. Nie podobały mi się też dialogi, zwłaszcza wypowiedzi Aleksija, które były miejscami sztuczne i mało przekonujące. Podsumowując, polecam osobom mało wymagającym, lubiącym historie miłosne z happy endem. Wiem, że na pewno jest mnóstwo osób, którym ta książka przypadnie do gustu, świadczy o tym miano bestsellera New York Timesa, ja jednak na chwilę obecną mówię Norze Roberts: nie.