Helias, kraina umieszczona między kilkoma wymiarami, wpada w sidła Rejgasa, który terroryzuje mieszkańców i nie cofnie się przed niczym. Jego armie Złych pozostawiają po sobie spustoszenie i śmierć. Wszystko w rękach Wybrańca, Jedynego, który może pokonać wrogie siły. Żeby jednak osiągnąć sukces, nie może działać sam. Simia, dziewczyna zdająca się nie mieć żadnego wpływu na trwający konflikt, niespodziewanie trafia w sam środek wydarzeń. Teraz również i od niej zależy, czy Helias zostanie ocalony.
„Biała” to debiut powieściowy Dominiki Olbrych, dwukrotnej zwyciężczyni ogólnopolskiego konkursu literackiego Gai Kołodziej „SCRIBO ERGO SUM”. Autorka pokusiła się w swojej książce o stworzenie własnego świata, świata przepełnionego magią. Tytułową „Białą” jest Simia, główna bohaterka – czemu jest nazywana w taki sposób? Odpowiedź na to pytanie pojawia się już na początku, ale to dopiero zwiastun tego, co czeka dziewczynę.
Po pierwszych 50 stronach byłam naprawdę zachwycona. Zastałam lekkie pióro, ciekawy pomysł na fabułę i przede wszystkim interesujący wstęp. Przymknęłam nawet oko na fakt, że motyw dziewczyny, która nagle okazuje się wybawicielką ludzkości, jest już nieco nużący. Niemniej zapowiadało się na dobre, młodzieżowe fantasy, w którym poznam nowe rzeczy i będę mogła poczuć całą sobą, że Helias to miejsce niezwykłe.
Niestety mój entuzjazm stopniowo opadał w miarę czytania. Powodów ku temu jest kilka. Po pierwsze i chyba najważniejsze: niedociągnięcia w kreacji nowego świata. Dobrze przedstawione tło wydarzeń w literaturze fantastycznej z reguły sprawia, że wydaje mi się, jakby opisywane w nim krainy były prawdziwe, choć wiadomo, że to wszystko leży wyłącznie w obrębie fikcji. Tutaj tego nie czułam. Helias nie miał w sobie niczego wyjątkowego, czegoś, co czyniłoby go niepowtarzalnym, zresztą opisy rzeczywistości były zredukowane niemal do minimum, dlatego nie bardzo mogłam sobie wyobrazić otoczenie. Tam, gdzie żyje Simia, niemalże wszyscy rodzą się z mocą i indywidualnymi zdolnościami, które kształtują się w ciągu lat. Bardzo byłam ciekawa chociażby podstawowych rzeczy, czyli do jakiego wieku ujawnia się magia, jak można ją trenować, czy dane umiejętności zależą od osoby, czy są tylko dziełem przypadku – tymczasem te zagadnienia zostały pominięte milczeniem. Władanie magią ograniczało się właściwie do ciskania kulami mocy, które mogły rozwalać mury czy zabijać, choć wciąż nie mam pojęcia, jak się je tworzy.
Dodatkowo niektóre wątki były zwyczajnie naiwne i naciągane. Szczególnie rozczarował mnie motyw miłosny, który oczywiście musiał się pojawić. Mimo że między bohaterami była wyczuwalna chemia, to jednak rozwój ich relacji zupełnie do mnie nie przemawiał. Tak się składa, że wybranek Simii zniknął z jej życia na kilka lat, a kiedy do niego wrócił, ta dość łatwo przeszła z tym do porządku dziennego. Niby stroiła jakieś fochy, ale chyba bardziej dla zasady. Skoro już przy tym jesteśmy – za cholerę nie polubiłam głównej bohaterki. Początkowo bardzo ją podziwiałam, bo nie miała łatwego dzieciństwa, tymczasem radziła sobie doskonale, jednak z czasem zaczęły mnie doprowadzać do szału jej wybuchy złości, które przypominały obrażanie się małego dziecka. Bywało, że miała pretensje do kogoś bez większej przyczyny. Teoretycznie to wynik nerwowej sytuacji, w której się znalazła, w praktyce nadało jej to bardzo irytującą, nieco egoistyczną osobowość.
Na szczęście podobał mi się wątek przewodni związany z Wybrańcem. Może nie należał do najbardziej oryginalnych, ale był po prostu ciekawy, zwłaszcza że Jedyny to zdecydowanie moja ulubiona postać z „Białej”. Pozostali bohaterowie też są wykreowani całkiem nieźle, choć niektórzy sztampowo (tak jest w przypadku strażnika Rosa). Zauważyłam trochę zgrzytów pod względem technicznym, ale nie przeszkodziły mi one w czytaniu. Dominika Olbrych ma naprawdę ładny, plastyczny styl, widać że pisanie przychodzi jej z łatwością. Dlatego żałuję, że nie zawarła w swojej powieści kilku istotnych elementów, choć liczę, że zmieni się to w następnych tomach.
Właściwie ta książka wzbudza we mnie bardzo mieszane uczucia. Zarzutów mam do niej sporo, a z drugiej strony zdarzały się sceny dynamiczne i wciągające, nieco „filmowe”, czyli takie, które na ekranie kinowym prezentowałyby się rewelacyjnie. Jeśli zachodziła taka potrzeba, autorka całkiem nieźle wprowadzała napięcie czy przyspieszała tempo akcji. Zakończenie nieco mnie zaskoczyło, bo nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji, a co za tym idzie, rozbudziła się moja ciekawość w związku z kontynuacją. Brakuje jednak kilku podstawowych rzeczy, nawet przybliżenia sylwetki Rejgasa, który niby jest głównym antagonistą, a po przeczytaniu tych grubo ponad 300 stron wiadomo o nim niewiele. Niedosyt jest zdecydowanie uczuciem, które we mnie przeważało, kiedy dotarłam do ostatniego akapitu.
Dominika Olbrych ma ogromny potencjał. Jak na debiut, „Biała” prezentuje się całkiem nieźle. Niestety nie wszystko „zagrało” w niej tak, jak powinno, przez co powieść nie była w stanie wytworzyć magicznej atmosfery, która byłaby wskazana ze względu na fabułę. Już nawet sama okładka ma w sobie więcej tak potrzebnej tajemniczości. Mimo wszystko jestem pełna nadziei, zarówno w stosunku do drugiej części (jeśli taka powstanie), jak i samej autorki.