Po książkę Agnieszki Lis "Guziki, czyli dwanaście historii o miłości" sięgnęłam z powody bardzo klimatycznej okładki. Chociaż mieszkam nad wodą, na Mazurach i mam dookoła piękne jeziora, to jednak morze i szum fal zawsze przyciągało mnie bardziej.
Książka ta jest pełna ciepła, pozytywnego nastawienia, optymizmu mimo niekiedy ludzkich dramatów. Opowiada w intrygujący czasem sposób o życiu, o wierze w miłość, wierze w siłę ludzi o raz wierze w przeznaczenie. Główna bohaterka wynajmująca pokoje letnikom zawsze potrafi znaleźć jednak jakieś lekarstwo aby ukoić ból przeżywany przez innych. Do jej chaty trafiają tylko ci ludzie, których polecili inni goście, którzy już tutaj wcześniej przebywali. Znakiem rozpoznawczym jest właśnie znaleziony guzik... Przebywający tu ludzie opowiadają swoje historie, których Jaromira chętnie wysłuchuje i są one niczym guziki spinające ich ze sobą.
Bo świat ma dla nas przygotowane miejsca i nie należy się buntować, nic dobrego to nie przyniesie. I tak trafimy tam, gdzie powinniśmy. I trzeba pogodzić się z tym, że czasem nasze szczęście jest zupełnie gdzie indziej, wcale nie tam, gdzie go szukamy. Ale jest i czeka na nas. I w końcu znajdziemy się tam, gdzie należy, dokładnie tak, jak ten biały płócienny guzik.
Nie są to zwykli turyści, przebywają tu ludzie, którzy są zagubieni, bardzo smutni, zmartwieni, potrzebujący ciszy i spokoju, często na rozdrożu swojego życia i potrzebują odprężenia aby świeżo, z innej perspektywy spojrzeć na swoje problemy, które czasem, jak się okazuje, nie są takie najgorsze. Klimat domu Jaromiry, jej spokój i opanowanie oraz cisza i spokój, bliski kontakt z szumem morza i z naturą pozwalają podjąć właściwe decyzje.
Przez całą książkę przewija się wiele postaci, poznajemy różne osobowości, poznajemy ludzi mających rozmaite priorytety w życiu. Niektórzy chcą tylko szczęścia, inni chcieliby dużo zarabiać, jeszcze inni marzą o pięknym domu i rodzinie, natomiast są i tacy co pragną tylko lub aż zdrowia..., magiczna moc morza i jego fal potrafi wysłuchać każdego, do tego namawia swoich gości główna bohaterka i to właśnie łączy te wszystkie opowieści, magia morza.
(...) Nasze problemy są jak dziurki w tym guziku. Wydaje nam się, że przesłaniają cały świat, a na koniec okazuje się, że jest co najmniej kilka wyjść. Cztery, a może i więcej. Jak cztery dziurki. Można przez którąś wyjść...
Guzik znaleziony podczas spacerów nad morzem, jest tu symbolem służącym po to aby zamykać swoje problemy w worku, do którego wrzucimy guzik i zapomnieć o nim, odkładając worek w ciemnym, jak najdalszym kącie.
A może życie to tylko... worek. Ubranie. Człowiek musi znaleźć w życiu swój guzik, choćby po to, żeby zapiąć worek z problemami i odłożyć go w niedostępne miejsce. A kiedy problemy zwietrzeją, trzeba worek wytrzepać i odświeżyć. I zapomnieć o problemach.
Opowiedziane tu historie są jakby niedokończone, ale możemy dzięki temu bardziej się wczuć w nastrój stworzony przez autorkę, która pokazuje nam, że powinniśmy sami wsłuchiwać się w siebie, że najważniejszą walką jaką powinniśmy stoczyć, to walka o siebie, o swój spokój, bo to możemy zrobić tylko sami, nikt tego za nas nie zrobi.
Jakie i czy w ogóle odpowiedzi uzyskają goście Jaromiry? Jak mija im pobyt w tym trochę dziwnym pensjonacie? Jakie znaczenie mają znalezione guziki? I czy losy gości odwiedzających pensjonat łączą się ze sobą?
Książka bardzo skłania do refleksji, a ja już marzę o wyjeździe nad morze, właśnie teraz po sezonie, aby wsłuchać się w szum morskich fal, wygadać się morzu, mimo tego, iż wiem, ze to niemożliwe teraz...
Polecam.