Zakochałam się w tej książce, a w zasadzie w przeżyciach głównego bohatera. Pewnego dnia (zanim stał się sławny) dostaje ciekawą propozycję, która stanie się początkiem jego największego przygody i początkiem książki oraz kariery. David zostaje zaokrętowany na super luksusowy jacht Serenity. Właścicielami jachtu jest niesamowicie bogate włoskie małżeństwo, które wobec Davida ma bardzo wysokie wymagania, jedno z nich jest takie, że przez 5 miesięcy, w trakcie których będzie dla nich gotował, żadne danie nie może się powtarzać. Czy David sprosta temu i innym wymaganiom? Jakie będzie miał w trakcie rejsu przygody? Tego dowiecie się czytając książkę. A na prawdę warto po nią sięgnąć. Razem z autorem śledzimy trasę wspaniałego rejsu, która wiodła wzdłuż Lazurowego Wybrzeża i Włoskiej Riwiery: Monte Carlo, Saint-Tropez, Portofino, Capri, czyli wzdłuż "nieba na ziemi", jak niektórzy nazywają te rejony. Po drodze jacht zawijał do niezliczonych portów, tętniących życiem nadmorskich miasteczek i malowniczych kurortów. A David gotował, gotował, ale nie tylko. Zaprzyjażnił się także z załogą jachtu i wiele się od niej nauczył. Razem z naszym sympatycznym kucharzem, robimy zakupy na niesamowicie klimatycznych miejscowych targowiskach, zwiedzamy miasteczka, do których jacht zawijał i wymyślamy kolejne potrawy oraz menu na niezliczoną ilość przyjęć, jakie były wydawane na jachcie.
Książka jest napisana prostym językiem, okraszona wieloma anegdotami i super barwnymi opisami odwiedzanych miejsc.David z poczuciem humoru opisuje swoje początki w roli kucharza na wielkim jachcie, pierwsze wpadki i udane dania. Wspomina także o swoich początkach w ogóle w branży kulinarnej, np. wieloletnie terminowanie we włoskich trattoriach (i znane wszystkim podrużującym po włoskiej prowincji problemy z nieznającymi angielskiego Włochami), nieudany staż w Prowansji u słynnej Nathalie Waag. Jednak najwięcej uwagi poświęca samemu rejsowi i temu co było jego bezpośrednim następstwem. Wiele działo się na samym jachcie, ale nie mniej także po ukończeniu rejsu. Śródziemnomorskie lato czyta się doskonale, a to głównie dzięki dużej czcionce i językowi, jakim jest napisane.
Książką jest fantastyczną lekturą zarówno na wiosenne popołudnia, letnie leniuchowanie, jak i zimowe ponure wieczory. Jest to także wyśmienite antidotum na chandrę, oraz drogowskaz dokąd udać się na wakacje i co przyrządzić na kolację. Ja kilka przepisów na dania, które autor przyrządził na jachcie zanotowałam w kulinarnym kajeciku i na pewno w najbliższym czasie przyrządzę. Najbardziej kuszą mnie: linguini z małżami i cukinią, cannelloni z krewetkami i jarzynami, halibut w szalonej wodzie, pieczony lucjan czerwony z pomidorami i oliwkami, a na deser pieczone owoce ze słodką ricottą i pokruszonymi ciasteczkami amaretto:).
Jest to także, a może przede wszystkim - książka pełna marzeń, które niewielu ma niestety możliwość spełnić. Każdy, kto kocha jedzenie, podróże i życie powinien ją przeczytać.