Cieszę się, że po 'Ambasadorowej' 'Dlaczemu' wydało kolejną mocną tematycznie książkę. Tym razem są to wspomnienia kilkumiesięcznego pobytu w areszcie, tytułowe targi z Bogiem. Główny bohater to alter ego autora. Nazywa się on Walduć Anek. Opowiada on o swoim doświadczeniu życiowym, gdy kilkanaście lat temu został aresztowany, ni z tego, ni z owego, a potem zostało mu 'wyplątywać się' z czegoś, czego nie zrobił. Czy mu się to udało? Czy też podzielił los Tomasza K. z mediów?
Zaczyna się jednak od ucieczki z pijackiej meliny złodziejaszka Fiei. Potem okaże się, że autor spotkał go w areszcie, jak i wielu innych. Nasz Walduć miał to nieszczęście, że miał brata zamieszanego w różne kradzieże i że on tegoż brata odkupił starego poloneza. To oraz lenistwo służb sprawiedliwości, którym potrzeba było winnego do raportu i do premii sprawiło, że chociaż posiadał świadków na to, że w chwili przestępstwa był ze swoją rodziną, to został aresztowany. Potem widzimy codzienność w więzieniu, inny świat, który rządzi się swoimi prawami i machinę nie-sprawiedliwości. Owszem, można domagać się prawdy, ale adwokaci potrzebują być opłacanymi. Nawet do pobytu w więzieniu potrzebne są pieniądze od rodziny: na papierosy, na kawę. Kto ma pieniądze i wsparcie z rodziny, temu jest łatwiej.
Bardzo ciekawy jest świat więzienia z książki. Jest tam plejada postaci, rozmaitych, bo mądrych i głupich, żuli i przedsiębiorców, winnych i niewinnych. Ale wytwarza się tam hierarchia więzienna. Ważna jest też nadzieja i determinacja, żeby się nie poddać.
Jeśli chodzi o książkę to jest ona napisana ciekawym językiem człowieka wykształconego i oczytanego, choć stereotypy sugerowałyby coś innego. Z tymi stereotypami autor walczy. Chce pokazać, że w życiu różnie bywa, że czasami zdarza się tragedia, ale chyba pokazanie, że nie wszyscy, którzy byli aresztowani są marginesem społecznym jest ważną myślą. Na końcu książki zresztą mamy wyliczenie jak towarzyszom więziennym ułożyło się życie.
Poza postaciami, jak to w życiu, mądrymi i głupimi, zaradnymi i ofermami, bogatymi i biednymi, przewijającymi się w książce, jest jedna zdecydowanie negatywna postać, a raczej zjawisko, grupa, czy jak ją można nazwać: chodzi o ponadjednostkowy system sprawiedliwości. Trochę jak w 'Procesie' Kafki, polski system sprawiedliwości pokazany w tej książce, a z życia autora wzięty, działa na oślep i trochę jak maszynka z trybami, która wciąga nie patrząc na ofiary. Z powietrza wzięty akt oskarżenia, świadkowie których zmanipulowano, opieszałe działanie prokuratury i sądów, których zdaje się nie interesować prawda. Czasami trafia się na uczciwych sędziów, prokuratorów, klawiszy, policjantów, ale zdaje się, że chory jest system, który każe tym uczciwym nie afiszować się, nie robić 'Rejtana'.