Sięgnęłam po tę książkę tylko ze względu na mój sentyment do twórczości Białołęckiej. Akcja osadzona we współczesności znacznie różni się od jej pierwszych, baśniowych opowieści. Mimo to napisana z humorystycznym rozmachem historia Krystyny Szyft, zwanej przez przyjaciół Reszką, jest przyjemnym sposobem na chwilową zmianę rzeczywistości.
Reszka – netoholiczka, redaktorka wydawnictwa, nonkonformistka, samotna mama, dzieląca niewielki pokój w domu rodziców z sześcioletnim synkiem, którego zwykła nazywać Młodym. Nic więc dziwnego, że niespodziewany spadek, jakim jest domek na wsi, wydaje się cudowną alternatywą. Niestety, nikt nie uprzedził, że w dom wliczony jest upierdliwy duch poprzedniej właścicielki – miejscowej wiedźmy, która trzymała w garści całą wieś. Dodatkową niespodzianką jest również przystojny sąsiad - „doktór w koszulce z Kubusiem Puchatkiem” i problemem alkoholowym. Trupy w szafach, trupy na strychach i lusterka na wiśniach. Całość przyprawiona garścią humoru i wiejskiej magii daje niecodzienny miks groteski, romansu i horroru.
Nie zdarza mi się to często, ale od "wiedźmy.com.pl" nie mogłam się oderwać. Akcja toczy się szybko. Niejednokrotnie też zdawało mi się, że akcja już ma się ku zakończeniu, w międzyczasie zastanawiając się, czemu w takim razie ilość stron wskazuje na połowę. Później okazuje się, że jedno niedopatrzenie bohaterów na nowo rozkręca kilka zapomnianych wątków. Sama Ewa Białołęcka ma nietypowy dar „pisania obrazami” - czytelnik może nie tylko bez trudu wyobrazić sobie opisywane miejsca, ale wręcz poczuć smaki i zapachy. Zresztą autorka sama się śmiała, gdy w czasie spotkania na Pyrkonie 2008 opowiadała, że dzwoniła do znajomych, szukając takich informacji, jak zapach wybuchającego trotylu.
Pisałam już wcześniej, że powieść swoją koncepcją nieco odchodzi od tradycyjnego fantasy. Jest to właściwie kryminał, tudzież nawet literatura kobieca, jednak wypada po nią sięgnąć chociażby przez wzgląd na autorkę, która była wielokrotnie nominowana i wyróżniana rozmaitymi nagrodami (m.in. statuetką im. Janusza A. Zajdla oraz tytułem Twórcy Roku Śląskiego Klubu Fantastyki).
„Opisy literackie przyzwyczaiły czytelników do tego, że proszę ja was, wkroczenie do krainy czarów odbywa się w odpowiedniej oprawie. A to bohater spiernicza się na łeb do króliczej nory, a to powinien wleźć w ścianę na dworcu czy też otworzyć tajemnicze drzwi, obowiązkowo skrzypiące. Skrzypiące tajemniczo, rzecz jasna. Nie miałam jednak pod ręką ani szafy, ani tym bardziej dworca, ani ochoty na poszukiwania króliczych nor w chaszczach, więc jedynym efektem specjalnym było to, że po prostu skończył się las i oślepiło mnie słońce.”