Mam swoisty sentyment do Violetty Villas. Kojarzy mi się z czasami dzieciństwa, a jej genialny głos i oryginalny wygląd tak wyróżniający się na tle szarzyzny i bylejakości PRL-u sprawiał, że wpatrywałam się w nią niczym w egzotyczne zjawisko. Nie wiedziałam natomiast zbyt wiele o niej samej i jej życiu.
Iwona Kienzler w biografii "Violetta Villas. Baśń bez happy endu" zabrała mnie w podróż przez życie tej jednej z najbardziej niezwykłych postaci polskiej sceny muzycznej. Jej historia pełna blasku reflektorów, wielkiego talentu, ale i bolesnych upadków wzbudziła we mnie mieszankę podziwu, wzruszenia i smutku.
Jak pisze Autorka we wstępie, Jerzy Waldorf powiedział kiedyś, że Violetta Villas to „największy, a jednocześnie najbardziej zmarnowany talent, jaki mieliśmy po II wojnie światowej” – i niestety miał rację. Z biografii wyłania się portret artystki pełnej kontrastów: odważnej, ekscentrycznej i obdarzonej niepowtarzalnym głosem, ale jednocześnie zagubionej, samotnej i niezrozumianej. To opowieść o kobiecie, która pragnęła miłości i akceptacji, lecz zamiast tego często spotykała się z hejtem i odrzuceniem.
Śledzimy jej losy od wczesnego dzieciństwa w uzdolnionej muzycznie rodzinie. To właśnie Czesia (bo tak naprawdę miała na imię Violetta Villas) wykazywała najbardziej niezwykły talent muzyczny. Grała na wielu instrumentach (nawet na pile),ale to swoim głosem hipnotyzowała wszystkich, którzy mieli okazję go usłyszeć. Spełniając oczekiwania rodziców, szybko wyszła za mąż i urodziła syna, ale marzenia o wielkiej karierze scenicznej nie słabły, a cena za ich realizację okazała się wysoka.
Bogusław Kaczyński określił ją mianem „cudownego, egzotycznego ptaka, który urodził się na polskim bagnie”. Kapryśna, ekscentryczna i kontrowersyjna Villas nie zdobywała prestiżowych nagród, ale zdobyła serca publiczności. Trudno było ją zaszufladkować, stąd tak diametralnie różne oceny jej dokonań. Nie da się jednak zaprzeczyć, że miała osobowość sceniczną, niepowtarzalny styl i zdecydowanie wyprzedzała swoje czasy. Była prekursorką łączenia muzyki operowej i operetkowej z repertuarem rozrywkowym. Dużo większe uznanie niż w kraju zdobyła w Paryżu i Las Vegas, występując na jednej scenie z gwiazdami światowego formatu.
Choć jej historia nie miała happy endu, jej legenda wciąż trwa. A przykład tej biografii pokazuje, że są ludzie, którzy chcą o niej pisać, i ci, którzy pragną poznać prawdziwe oblicze divy – nie tylko jako artystki, ale i jako człowieka z krwi i kości, pełnego sprzeczności i tęsknoty za prawdziwą miłością. Jeśli jeszcze nie słyszeliście jej wyjątkowego głosu, to zachęcam Was do przesłuchania kilku utworów i oczywiście do poznania jej historii.