Nie potrafię odpowiednio ubrać w słowa, jak bardzo czekałam na drugi tom serii „Wrzeciona Boga”. Główny bohater Teoś, skradł moje serce i nie było dnia, bym nie myślała o tym, jakie to przygody czekają chłopaka w kolejnym tomie.
Z wielkim żalem muszę napisać, że nieco się zawiodłam. Na ostatniej stronie „Kłosów” powiedziałam Teosiowi „Cześć!”, bo był to fajny, ciekawski i dopiero wchodzący w młodzieńczy wiek chłopak. W drugim tomie nagle okazało się, że muszę powiedzieć „Dzień dobry, Teofilu” i jednocześnie czuję, że ten trzydziestoletni mężczyzna niestety wcale nie uważa, by jakikolwiek dzień był dobry.
Poznajemy Teofila jako człowieka ciężko doświadczonego przez życie, jakby przytłoczonego całą sytuacją polityczną i zawiedzionego tym, że powstańcze działania to po trochu walka z wiatrakami. Odwagi oczywiście nie można odmówić i jemu i jego kompanom, bo z podziwu godną zaciętością i uporem prowadzili działania dywersyjne wobec polityki wroga. Niestety, z całej powieści wyziera ogromny smutek i rozczarowanie, prowadzące momentami do autodestrukcyjnych, szaleńczych zachowań.
Intrygującym motywem jest udział Teofila w grupie aktorskiej, która swoimi przedstawieniami zagrzewała rodaków do walki o wolność narodu. Teofil wówczas również odkrywał w sobie nowe pokłady sił do walki, ale też miał możliwość ustabilizowania prywatnych uczuć. Mając wybór, będąc wystawionym na pokusy, poszedł za głosem serca i poślubił Klarę, z którą, jak się później okazało, mimo wielkiej miłości, nie potrafił osiągnąć kompromisu. Dla Klary ważna była teraźniejszość i ogarnięcie podstawowych potrzeb w rzeczywistości, Teofil natomiast, żył tylko nadzieją na przyszłość wolnej ojczyzny. Szkoda, że mężczyzna nie potrafił wypracować kompromisu i zauważyć, że teraźniejszość w związku też jest ważna.
Sama akcja drugiego tomu poprowadzona jest w sposób dwutorowy, co jest ciekawym i potrzebnym zabiegiem, bowiem musimy przecież poznać, co działo się z Teosiem u progu dorosłości. Opowiedziana naprzemiennie historia ukazuje przede wszystkim to, jak wielkim patriota był i młodszy i starszy później Kłosek, choć poziom optymizmu różni się znacznie. Z każdym rokiem Teoś staje się bardziej ponury, częściej zagląda do kieliszka i trwa w swoim uporze. Mierzy się również z demonami przeszłości, jednak do końca nie wiadomo czy będzie w stanie wygrać tę walkę.
Nie mogę mieć uwag do fabuły, bowiem rozumiem, że takie było założenie autora, jednak prywatnie naprawdę brakuje mi klimatu z pierwszego tomu. Nie zmienił się styl języka, jakim autor się posługuje. Śląska gwara robi odpowiedni klimat, styl jest bardzo dobry, język lekki i przystępny. No cóż, zawiódł mnie główny bohater i niezmiennie tęsknię do Teosia Kłoska z pierwszej części. Oczywiście z chęcią przeczytam kolejny tom. Chcę poznać dalsze losy bohaterów, tym bardziej że na horyzoncie historycznym zbliża się największa wojna w dziejach.
„Wdowi grosz” oceniam na 7/10. To dobra lektura, choć nie tak łatwa i przyjemna jak tom pierwszy.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina.