O Bractwie Czarnego Sztyletu z pewnością większość z was słyszała i nie trzeba ich przedstawiać. Organizacja wampirów walczących z reduktorami, by chronić swoich najbliższych stali się jednymi z najczęściej czytanych "potworów" ostatnimi czasy. Z pewnością seria ta na długo zapadnie w pamięci czytelników. Po trzech tomach udało mi się dostać część czwartą. Tym razem jednak bohaterem jest... cywil - Butch.
Butch, były policjant, który swego czasu durzył się w Beth, jakimś cudem trafił do organizacji i zamieszkał w domu pełnym wampirów. Jakimś cudem jeszcze nie zginął. Ba nawet nawiązał przyjaźnie, a bracia traktują go z należną uprzejmością. Nic dziwnego, Butch bowiem jest osobą skorą do pomocy, jest szlachetny i pełen zapału do pracy. Poza tym wpasował się charakterem w ich różnorakie grono. Jest jedna rzecz, która spędza mu sen z powiek. Butch zakochał się w Marissie - byłej krwiczce Ghroma. Kobiecie dla niego niedostępnej. Kobiecie, którą chciałby zdobyć, a nie może.
Butch miota się między swoimi uczuciami, a dobrem bractwa. Wszystko zaczyna się powoli zmieniać, gdy wpada w ręce reduktorów. Przeszedł tortury, nim znalazl go Vhredny. Nim się to jednak stało, Omega zostawił w nim swoją cząstkę. Butch po tym wydarzeniu zaczął się zmieniać. Posiadł pewne zdolności, wyczuwał reduktorów, potrafił z nimi walczyć, ba - potrafił ich zabijać, i to w jakim stylu!
Ma nadzieję, że może teraz Marissa zobaczy w nim odpowiedniego partnera dla siebie. Może zmieni zdanie i da mu szansę. Ich miłość rozkwita, Marissa zaś powoli otwiera się na nowe doznania. Czy jednak uda im się odnaleźć szczęście? Co Omega zrobił Butchowi?
Autorka w tej książce pokazała nam punkt spojrzenia cywila, który od dłuższego czasu kręci się wokół bractwa, ale sam nie brał czynnego udziału w akcjach. Czuł się źle z tego powodu, tym bardziej że był policjantem i mógł w jakiś sposób pomóc. Wszystko się jednak zmieniło i to bardzo szybko.
Przez książkę się płynie - szybko i wartko i nie wiadomo kiedy następuje koniec. A gdy tak się dzieje, czytelnik czuje ogromny niedosyt. Autorka bowiem kończy w momentach, które chciałoby się pociągnąć dalej, jak najszybciej. Nie mogę jednak odmówić jej niesamowitego stylu i nieszablonowości. Każda książka bowiem zaskakuje, czasami bawi, a czasami wzrusza. I to jest właśnie ogromny plus dla pani Ward - nigdy nie wiemy, co zaserwuje tym razem.
Czekałam na część o Butchu. Polubiłam go od samego początku i byłam ciekawa, jak autorka poprowadzi jego postać w tym mrocznym i pełnym brutalności świecie. To, jak go poprowadziła, całkowicie mnie zaskoczyło i zauroczyło. Kibicowałam jemu i Marissie. Należało im się szczęście.
"Wampirze serce" z czystym sumieniem polecam, jak zresztą całą serię. Mroczna, namiętna, pełna napięcia, zaskakująca!