W krainie bogów i mitologii
Przepadam za książkami, które opowiadają o życiu w malowniczych zakątkach krajów położonych w basenie Morza Śródziemnego. Chętnie i z przyjemnością zaczytuję się w historiach, które opowiadają o cudzoziemcach, którzy zauroczeni pięknem krajobrazu, kuchnią, kulturą, ludźmi i wieloma innymi walorami decydują się na przeprowadzkę ze swojej ojczyzny w rejony, gdzie częściej świeci słońce i rosną gaje oliwkowe czy uprawiana jest winorośl. Czytałam już książki o Prowansji, Toskanii, Andaluzji - nadszedł czas na Grecję.
O tym wspaniałym kraju, który słynie między innymi z bogatego dziedzictwa kulturowego miałam okazję sporo się dowiedzieć z książki autorstwa Johna Mole'a "Moja wielka grecka przygoda". Pisarz zadomowił się w tym pięknym miejscu trzydzieści lat temu. Pracując dla pewnego banku został oddelegowany do ojczyzny Talesa i Sokratesa. Mole uległ urokowi tego miejsca, na tyle, że wraz z żoną i czwórką dzieci postanowił się tu na stałe osiedlić. Kupić dom i stworzyć swoje miejsce na ziemi, swój ziemski eden. Na swoją siedzibę nie wybrał jednak Aten, ani innego miasta, nie zadomowił się w słynnym kurorcie turystycznym, ale wybrał zapadłą prowincję, z której miejscowa młodzież uciekała w celu polepszenia warunków bytowych. Zamieszkał na wyspie Eubea i kupił tu domek położony na skraju wsi. Domek ? Nie wyobrażajcie sobie, że kupił jakąś piękną willę, ale ruderę, coś co kiedyś zamieszkiwała grecka rodzina, a dziś wielu zakwalifikowałoby wyłącznie do wyburzenia. Co skusiło go do zakupu ? Widok, piękny widok z okna, a może dosadniej czegoś co kiedyś oknem było. Niedługo po zakupie John zachodził w głowę co narobił i chciał odkręcić transakcję, bo zdał sobie z ogromu działań, jakie musi podjąć by to miejsce nadawało się do zamieszkania. Brak wody, prądu, dachu - to tylko cześć mankamentów. Nieruchomość wymagała sporego nakładu pracy, pieniędzy i dużej dawki cierpliwości, by pokonać kolejne etapy prac remontowych. I o tym właśnie procesie pisze autor w swoje książce. Ale nie obawiajcie się - nie jest to nudny dziennik z budowy, o nie ! To przepiękna opowieść i tworzeniu rodzinnego gniazda, o przywracaniu piękna i świetności uroczemu choć niepozornemu domkowi oraz o wtapianiu się cudzoziemnca w lokalną grecką społeczność, która początkowo traktuje go z dystansem, a potem z każdym dniem coraz bardziej akceptuje i przyjmuje jak swojego. To lektura o greckiej prowincji, skromnych ludziach, którzy żyją zgodnie z pewną lokalną tradycją.
Książkę czytało mi się rewelacyjnie. To bardzo niezwykła relacja, szczera i płynąca z serca w której nie brak bardzo intymnych momentów. To także książka o życiu pewnej zwyczajnej rodziny, która postanawia spełnić swoje marzenie o posiadaniu przytulnego domku, gdzieś na wzgórzu wśród oliwnych gajów i pachnących ziół. Autor jest cudownym narratorem, który bardzo ciekawe relacjonuje dzień po dniu codzienne życie. Przedstawia swoich sąsiadów, ich zwyczaje i przywyczajenia. Mamy okazję zobaczyć jak żyją zwyczajni Grecy, jak wygląda greckie wesele, pogrzeb, jak przeżywana jest tam żałoba i jaka jest mentalność ludzi, którzy są rodakami Pitagorasa. Lektura bardzo, bardzo mi się podobała i z żalem odłożyłam ją na półkę po przeczytaniu. To książka z gatunku tych, które nigdy nie powinny się kończyć. Jej przeczytanie polecam szczególnie tym, którzy zachwycili się prozą Carol Drinkwatter, Ferenca Mate czy Frances Mayes. Do lektury zachęca dodatkowo śliczna okładka. Wspaniała literacka podróż. Wybierzcie się w nią, naprawdę warto