Ta historia jest całkowicie niewiarygodna. Autora poniosła fantazja i przekombinował.
Rzecz dzieje się współcześnie. Autorka, nazwijmy ją Tara, 27 września 2020 skończyła 34 lata. Cywilizowany kraj, Ameryka, stan Idaho. W cieniu pięknej, surowej góry, w pobliżu małego miasteczka, ale na odludziu, mieszka sobie mormońska rodzina: tata, mama i siedmioro dzieci. Najmłodsza jest Tara. Nie cierpią głodu, ani chłodu, mają swój dom z kanalizacją i prądem, ba, nawet każde z dzieci ma swój pokój. Koniec pozytywów.
Ponieważ rodzice nie życzą sobie kontaktu z jakimikolwiek instytucjami rządowymi, dzieci nie mają dostępu do opieki medycznej, nie chodzą do szkoły, nie mają kontaktu z innymi ludźmi, żyją w prawie całkowitej izolacji. Nie mają też po prawdzie własnej tożsamości, bo niezgłoszone do urzędu po urodzeniu - nie dostały aktów urodzenia. Ich po prostu nie ma. Nie znają nie tylko daty urodzenia, ale nawet roku, w którym sie urodziły, nie wiedzą ile mają lat.
A co w takim razie mają?
Psychopatycznego ojca mormona, który nie tylko jest radykalnym wyznawcą oraz bezlitosnym stróżem zasad wiary, ale przede wszystkim chorym psychicznie człowiekiem.
Matkę całkowicie podporządkowaną despotycznemu mężowi, nie reagującą na krzywdę, która dzieciom się dzieje.
Wieczny strach o własne życie, utratę zdrowia i lęk przed okaleczenie fizycznym, gdy od małości są zmuszane do niebezpiecznej i niewolniczej pracy adekwatnej dla dorosłego mężczyzny.
Okrucieństwo w czystej formie.
Wiedzę o współczesnym świecie zdobywaną tylko przez studiowanie świętych ksiąg mormońskich.
Przemoc fizyczną, psychiczną i mentalną. I psychopatycznego brata. I głód rodzicielskiej miłości.
Brak poczucia bezpieczeństwa, ciągły strach, a potem dodatkowo wstyd i upokorzenie.
A przede wszystkim chore dusze - głęboko wpojone chore zasady psychiczne i etyczne.
Jak się to skończyło? Nie spojleruję, bo odpowiedź zawarta jest w rozbudowanym tytule. 16-letnia Tara w wykształceniu upatruje szansę wyrwania się z domowego piekła. Ona, która ani jeden dzień nie chodziła do szkoły, dokonuje nadludzkiego wysiłku i dzięki uporowi, samozaparciu i z pewnością talentowi, z pomocą kilku życzliwych osób - nadrabia gigantyczne szkolne zaległości i przechodzi skomplikowany cykl edukacyjny, zrazu na mormońskiej uczelni, potem wypływa na szersze wody. Niewiarygodne.
Uwalnia się spod wpływu rodziny. Ale czy rzeczywiście? Czy od rodziny da się uciec? Fizycznie tak, ale psychicznie i mentalnie? Czy ta bajka o Kopciuszku ma szansę skończyć się dobrze?
Ta historia jest całkowicie nieprawdopodobna i niewiarygodna. Autorka przekombinowała. Tyle krzywdy, bólu i beznadziei, niekompetencja państwa, znieczulica sąsiadów i dalszej rodziny. Autorka przekombinowała. Wreszcie niewiarygodny, własnoręcznie wywalczony awans społeczny i cud. Cud edukacji. Autorkę poniosła fantazja i przekombinowała.
Tylko, że to wszystko zdarzyło się na prawdę. Tara istnieje, opisała swoje życie i nic nie nazmyślała. Mało tego, jej historia odbiła się szerokim echem i obiegła świat. Została uznana za jedną ze stu najbardziej wpływowych kobiet świata. Ale czy jest szczęśliwa?
Tak bardzo zafrapowała mnie ta prawdziwa historia, że poszperałam w internecie i dotarłam do zdjęć Tary z dzieciństwa (nielicznych), wiem jak wyglądają jej rodzice, rodzeństwo, psychopatyczny brat. Widziałam dom i górę, w której cieniu się wychowała. Odwiedziłam strony rodzeństwa na FB i zielarski sklepik matki i najmłodszej siostry. Gdyby ktoś chciał ją zobaczyć jak śpiewa - proponuję włączyć filmik na YouTube „Tara Westover singing”. To wszystko działo się rzeczywiście.
Nie umiem się oprzeć, jeszcze kilka cytatów.
„Słowa mojego ojca były moimi słowami”.
„To dziwne, że daje się ludziom, których się kocha tak, wielką władzę nad sobą”.
„To było tak, jakby bił mnie zombi. Gdybym inaczej poprosiła, to by przestał”.
„Moje zachowanie jest autodestrukcyjne, a moja niezdolność do proszenia o pomoc - patologiczna".
„Potrafiłam znieść każdą formę okrucieństwa, ale nie dobroć".
I na zakończenie : „Nikt nie mógł dać mi tego, czego chciałam, bo ja chciałam, żeby mnie po prostu stworzono od nowa”.
I stworzyła się Tara od nowa. Sama. Dzięki edukacji. Życzę jej wszystkiego najlepszego.