Tę książkę przeczytałam z trzech powodów: zdania egzaminu ustnego u autorki (prof. D. Klus-Stańskiej), zainteresowania tematem oraz ciekawości. Jak wielka jest różnica pomiędzy czytaniem książki autora, którego się zna, rozmawia z nim i rozumie jego sposób postrzegania świata. Prof. D. Klus-Stańska jest drobną, zupełnie niepozorną kobietą w sile wieku, jednak jej wiedza, charyzma, pewność siebie i wiara w to, co robi jest tak wielka, że po każdym zakończonym wykładzie wychodziliśmy i dyskutowaliśmy to, co nam powiedziała. Było to jedno z najciekawszych przeżyć w całej mojej karierze naukowej, przede wszystkim jednak wykłady te stworzyły ogromny mętlik w głowie i zmusiły mnie do zastanowienia się nad postępowwaniem i kształtowaniem wiedzy u przedszkolaków, którymi się opiekuję. Od czasu spotkania prof. D. Klus-Stańskiej praktycznie codziennie zadaję sobie pytanie: czy w odpowiedni sposób pozwalam moim podopiecznym kształtować wiedzę? Nie przekazywać jej, ale kształtować właśnie przez ich doświadczenia.
To pytanie jest właśnie kwintesencją treści książki. Autorki przedstawiają w niej typowy polski model edukacji wczesnoszkolnej ze wszystkimi jego wadami (niestety pozytywów w książce jest jak na lekarstwo), następnie wskazują możliwości jego zmiany, sposobu innego spojrzenia na wychowanie. Nauczyciel nie jest mistrzem, bogiem dla dzieci - nie wie wszystkiego i nie musi znać wszystkich odpowiedzi na pytania stawiane przez uczniów. Często bywa tak, że to od swych podopiecznych można nauczyć się czegoś ciekawego (ja z przedszkola wynoszę ogromną wiedzę na temat zabawek i postaci z bajek - i tego uczą mnie maluszki :)).
Książka podzielona została na poszczególne bloki tematyczne: Czytanie, pisanie, mówienie, edukacja matematyczna, integracja treści. Każdy w tych działów opisany jest dosyć szczegółowo, przytaczane zostają fragmenty hospitowanych lekcji w klasach początkowych. wszystko to ma służyć pokazaniu jak nie powinno się robić. Dla kontrastu autorki podają przykłady zajęć prowadzonych w alternatywnej szkole stworzonej w Olsztynie (której założycielką była m.in. D. Klus-Stańska), w której stawiano główny nacisk na zadania i pytania problemowe. Nie uczono tam definicji, wzorów, nie podawano konkretnych terminów matematycznych. Dzieci same wpadały* na pomysł jak wytłumaczyć sobie i innym co to jest mnożenie i na czym to polega. Nauczyciel służył tylko do tego, żeby podać dzieciom pomysł, impuls do działania. Dużo by opowiadać o owej szkole, nie to jest jednak tematem mojej pisaniny:)
Propozycje innego spojrzenia na edukację wczesnoszkolną i dzieci uczęszczające do szkół zawarte w tej książce są bardzo ciekawe i twórcze, podpowiadają nauczycielowi wiele ciekawych i niekonwencjonalnych rozwiązań (np. interpretacja treści "Kopciuszka" poprzez pytanie: czy Kopciuszek był kobietą sukcesu?). Nie ze wszystkim trzeba się zgadzać, nie wszystko można zaakceptować. Dla mnie osobiście pozycja ta, pomimo wielu cennych wskazówek i racjonalnych argumentów, jest zbyt krytyczna i zbyt negatywnie ukazuje rzeczywistość. Jest przesycona negowaniem zastanej rzeczywistości, a to po kilku godzinach czytania zaczyna nużyć, drażnić i irytować - jest to mój jedyny zarzut do książki, na tyle duży, że kazał mi obniżyć ocenę o jeden punkt.
Autorki dają nam do zrozumienia, że to, co proponują nie jest wytworem ich wyobraźni, lecz wypróbowanym w działaniu elementem wychowania. Ja osobiście odebrałam to jako utopię, nie wierzę, by szkolnictwo polskie było w stanie dokonać tak radykalnych zmian. Mimo to na pewno skorzystam z wielu rad i pomysłów, które przedstawiły i odpowiednio uargumentowały D. Klus-Stańska i M. Nowicka.
Wierzę w to, że edukacja wczesnoszkolna jest w stanie małymi i drobnymi kroczkami dokonać kilku radykalnych zmian w sposobie myślenia i postępowania. Dla tych nauczycieli, którzy też mają w obie tyle wiary i ochoty do walki z wiatrakami zapraszam do lektury i wspólnego boju i dobrą sprawę - naprawdę warto!