Beata wraz z mężem Marcinem przyjeżdżają do małego, zacisznego domku nad Bałtykiem. To dom Kaśki, najlepszej przyjaciółki Beaty, który jakiś czas temu kupiła od dwóch przeuroczych staruszek. Stary, drewniany dom z duszą to wymarzone miejsce dla Beaty. Kominek, drewniane podłogi i dwukondygnacyjny strych pełen staroci i wiążących się z nimi historii to jej klimaty. Strych zachęca wręcz do myszkowania i zagłębiania się w minione już lata. Pełno tu starych mebli, ubrań, bibelotów. Szperając, w jednej z książek. Beata odnajduje list napisany przez niejakiego Stasia. Treść momentalnie mrozi jej krew w żyłach. Z listu zaledwie dziewięcioletniego chłopca wynika bowiem, że jego matka Anna została zamordowana przez ojczyma chłopca Karla i pochowana w piwnicy domu. Chłopiec próbował uciec, lecz ojczym złapał go i zamknął na strychu. Staś, przekonany, że czeka go niechybna śmierć, prosi w liście by ten, kto odnajdzie te zapiski pochował ciało jego i matki w poświęconej ziemi.
Beata bardzo poruszona treścią listu pokazuje go mężowi. Ten nie wierząc w ani jedno przeczytane słowo, bagatelizuje całą tę sprawę i traktuje jak zwykły psikus niegrzecznego dziecka. Beata jednak tknięta przeczuciem schodzi do piwnicy. Dokładnie sprawdza pomieszczenie i już wkrótce jej najgorsze obawy zdają się nie być bezpodstawnymi. Pod schodami posadzka piwnicy wyraźnie różni się od reszty podłogi. Beata zaczyna kopać. Nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje Marcin przejmuje pracę od żony. Nadal uważa całą historię za głupi żart chłopca. Niestety już za chwilę okazuje się, że najgorsze obawy Beaty się urzeczywistniają. Pod podłogą w piwnicy kobieta i jej mąż odkrywają ludzki szkielet. Małżonkowie o całym zajściu powiadamiają właścicielkę domu, Kaśkę. To ona musi zdecydować, co robić dalej. Ale czy rzeczywiście szkielet odnaleziony w piwnicy należy do Anny bądź Stasia? Zanim jakiekolwiek decyzje zostają podjęte Beata już wie, że musi odkryć co rzeczywiście stało się w tym spokojnym z pozoru domu. Już wkrótce prosta sprawa domniemanego zabójstwa mocno się komplikuje, dając w rezultacie najbardziej nieoczekiwane rozwiązanie kryminalnej zagadki.
„Urlop nad morzem” Agnieszki Pietrzyk to kryminał i powieść obyczajowa w jednym. Wątek kryminalny przeplata się dość mocno z osobistymi perypetiami i życiowymi zawirowaniami głównej bohaterki. Zagadka jaką w powieści utkała Agnieszka Pietrzyk jest dość mocno skomplikowana, pełna zmyłek i wyprowadzania czytelnika na manowce, by nie rzecz, że wręcz przekombinowana i zbyt zagmatwana. Trudno domyślić się finału opowiadanej przez autorkę historii. Czytelnika spotyka spore zaskoczenie i małe trzęsienie ziemi u kresu powieści. Po drodze to ciągłe kluczenie autorki może jednak nie jednego zmęczyć i zniechęcić. Agnieszka Pietrzyk wielokrotnie zwodzi czytelnika. Jedna możliwa odpowiedź przechodzi w drugą również prawdopodobną. To trochę irytuje i nie daje solidnego punktu zaczepienia. Historia zbyt wiele razy zmienia swój bieg.
Powieść Agnieszki Pietrzyk uzurpuje sobie również prawo posługiwania się historią wojenną i okresu Polski ludowej jako tłem opowieści. Brakuje tu jednak solidnego historycznego zagłębienia się w przeszłe wydarzenia i intensywniejszego ich wykorzystania w książce. Powieść nabrałaby wówczas pięknej, wartościowej głębi i bardziej zaciekawiłaby czytelnika. Przeszłość, która posłużyła za tło opowieści została jednak potraktowana zdawkowo i po macoszemu. Odebrało to książce tak potrzebnego jej kolorytu.
„Urlop nad morzem” czyta się całkiem dobrze. Niemniej spodziewałam się po lekturze czegoś więcej niż otrzymałam. Mocno zagmatwana zagadka, nijacy bohaterowie i tło historyczne pozbawione blasku to niestety za mało.