„Uczta Babette i inne opowieści o przeznaczeniu” Karen Blixen to nie pierwsza książka tej autorki, po którą sięgnęłam. Pewnie domyślacie się, że pierwszą było „Pożegnanie z Afryką”. I nie mylicie się. Najpierw, lata temu, obejrzałam film. Spodobał mi się i zaciekawił na tyle, że spotkanie z książką było tylko kwestią czasu. Gdy powstaje adaptacja filmowa na podstawie lub w oparciu o książkę, zwykle pojawiają się pytania, co lepsze: film czy książka. To pytanie rodem z tych, co było pierwsze: jajko czy kura. Nie ma na nie właściwej odpowiedzi, ale w moich rankingach „Pożegnanie z Afryką”, „Noce i dnie” czy „Nad Niemnem” zaliczam do tego typu ekranizacji, które są równie udane jak ich literacki pierwowzór.
„Uczta Babette i inne opowieści o przeznaczeniu” Blixen to zbiór pięciu opowiadań, z których jedno, tytułowe i chyba najbardziej znane, również zostało zekranizowane. Motywem przewodnim tomu jest przeznaczenie… przeznaczenie, które wchodzi w drogę bohaterom, by powikłać im plany, by zmienić ich wybory, zakpić z nich, a nawet… Więcej nie zdradzę, powiem tylko tyle, że każda z opowieści ma swój niepowtarzalny klimat. Tak, to nie są opowiadania, to nie są baśnie czy bajki, a właśnie opowieści, których słucha się podczas długich ciemnych wieczorów, grzejąc się przy kominku (telewizor i radio należy wyłączyć). Koniecznie muszą być snute na głos, ponieważ tylko wówczas można w pełni odczuć ich oddziałującą na wyobraźnię moc. Mam wrażenie, że z takim też zamiarem pisała Blixen, abyśmy poddali się czarowi opowieści przekazywanej z ust do ust, niesionej przez wędrowców do kolejnych rodzin. To stanowi zarówno o ich ulotności, jak i o sile, z jaką zapadają w ludzkie serca. W każdej z historii znajdziecie również pierwiastek egzotyki, nutę niepokojącej tajemnicy połączonej z niepewnością oraz ich dwoje, jego i ją, którym los weryfikuje siłę uczucia między nimi.
Blixen niczym baśniowa Szeherezada często przenosi się z zimnych skandynawskich regionów w miejsca, które z założenia mogą rozgrzewać ciekawość słuchaczy, jak np. kraje arabskie czy jeszcze bardziej odległy Orient. Maluje szczegółem, abyśmy mogli stworzyć sobie wyraźny obraz i dostrzec sceny jak prawdziwe. Nie, nie prowadzi nas od razu do celu, umiejętnie odwleka to, co nieuniknione. Czasami pomija drobiazgi, które nazbyt prędko pomogłoby nam odgadnąć fakty. Po co zdradzać zakończenie, nawet jeśli zdajemy się domyślać finału? Autorka pozwala płynąć historii na falach rozbudzonej wyobraźni. Bo być może Blixen nie tyle chodzi o opowieść samą w sobie, co o ukazanie jej niezwykłości, by została w pamięci, inspirowała do wewnętrznych przeżyć, a może nawet do wczuwania się w role uczestników.
W żadnym razie nie rekomenduję czytać opowieści Blixen samodzielnie. W żadnym razie nie rekomenduję czytać opowieści Blixen bez przerw między jedną a drugą historią. W żadnym razie nie rekomenduję czytać opowieści Blixen w niewygodnym miejscu. Natomiast gorąco polecam znaleźć chętnego lektora, który przeczyta nam kojącym głosem jedną z opowieści lub jej fragment, podczas gdy my albo zanurzymy się wygodnie w fotelu, albo wyłożymy się leniwie na miękkiej sofie, przymkniemy oczy i będziemy swobodnie ekscytować się tym, co zacznie się wraz z tokiem historii wyłaniać w naszych myślach. Za chwilę poczujemy, jak nurt opowieści zacznie nas unosić, wtedy wystarczy tylko przekroczyć próg wyobraźni i miękko przenikniemy w świat opowiadanej historii. Już jesteśmy po drugiej stronie…