Do zakupu tej książki zachęcił mnie przede wszystkim niezwykły opis: "Zbiór siedmiu, ocierających się o makabrę opowiadań, studium psychozy w najróżniejszych formach. Pomiędzy rzeczywistością a iluzją, normalnością a obłędem, rozgrywają się ludzkie dramaty". I jak miałam jej nie wrzucić do koszyka? Oczekiwania wobec tych opowiadań miałam spore. Chyba jednak naczytałam się zbyt wiele horrorów i thrillerów, bo moje wyobrażenia o tym, co znajdę w książce kompletnie nie pokryły się z tym, co rzeczywiście w niej było. Przede wszystkim nie znalazłam tego znamiennego dla mnie ocierania się o makabrę. No cóż, nie było jednak aż tak źle, bo obłęd owszem i był, a i też sporo kontrowersji. To "osłodziło" mi trochę poczucie zawodu.
Wszystkie siedem opowiadań Iana McEwana mają w sobie coś oryginalnego, mrocznego, dziwnego, interesującego, śmiesznego, czasem... niezrozumiałego. Zatem, jak widzicie, lektura zbioru "W pościeli" zapewnia nam sporo czytelniczych doznań. Najwięcej ciekawych emocji dostarczyło mi (najlepsze z wszystkich) opowiadanie pt. "Rozkoszne konanie". Głównym bohaterem jest pewien bogaty biznesmen, którego życie zawodowe to nieustanne pasmo sukcesów, natomiast życie prywatne już nie przedstawia się tak różowo. Ma za sobą trzy nieudane małżeństwa, lecz nie powstrzymuje go to od poszukiwania kolejnej kandydatki na żonę. Pewnego dnia poznaje Helen, w której zakochuje się na zabój. Sprowadza ją do swojego domu, obdarowuje licznymi prezentami, rozmawia z nią godzinami, uprawiają seks i jak to często bywa, po jakimś czasie w związek wkrada się ktoś trzeci. Przynajmniej tak się naszemu biznesmenowi wydaje. Paranoja wywołana poczuciem zdrady sięga zenitu, kiedy bohater postanawia zabić Helen. Brzmi to trochę jak romans połączony z kryminalnym wątkiem, ale jest tu pewien ciekawy haczyk. Otóż Helen jest... manekinem. Zaskoczeni?
Narratorem jest tu człowiek, który stopniowo popada w coraz większy obłęd. W trakcie czytania opowiadania jesteśmy dosłownie wessani w jego urojenia, widzimy więc świat przez pryzmat chorego umysłu. Tak naprawdę to do końca nie wiedziałam, czy mam się z tego człowieka śmiać, czy właściwie mu współczuć. Przyznaję również, że niejednokrotnie byłam zażenowana jego zachowaniem. Jednak przede wszystkim byłam zafascynowana sposobem, w jaki wykreowana została postać samej Helen. Manekin od początku do końca był tylko manekinem, lecz w genialny sposób został obdarzony szeregiem ludzkich cech. Przykładowo fakt, że Helen nie podnosiła słuchawki telefonu, gdy bohater dzwonił z służbowego wyjazdu, składano na karb tego, że się po prostu obraziła lub właśnie w tym momencie nawiązuje intymne relacje z kierowcą.
Reszta opowiadań jest mniej lub bardziej kontrowersyjna, ale z pewnością poziomem nie dorównują "Rozkosznemu konaniu". Napiszę tylko, że spotkamy się w nich np. z postapokaliptyczną wizją świata, romansem między czternastolatką a tajemniczą karlicą, perfidną zemstą dwóch kochanek zarażonych przez pracownika sekshopu chorobą weneryczną itp. Język jakim posługuje się Ian McEwan jest bardzo plastyczny i ciekawy. Jednak opowiadania zawarte w tym zbiorze, z wyjątkiem tego jednego przykładu, zupełnie nie powaliły mnie na kolana. Jednak sięgnę po kolejne utwory tego autora, ponieważ mam szczególną ochotę na jego "Pokutę".
Czy polecam? Raczej tak, chociażby po to, żebyście mogli zapoznać się z "Rozkosznym konaniem".