Z pewnością każdy zna choć kilka dzieł Leonarda da Vinci, wielkiego człowieka renesansu. „Mona Lisa”, „Ostatnia wieczerza” i inne wspaniałe obrazy podziwiane są od wieków i nadal mają ogromne znaczenie w kulturze i sztuce. Nie jesteśmy jednak znawcami symboliki, dlatego też w większości nasze interpretacje dzieł są proste. Przeważnie nie potrafimy odkryć drugiego, ukrytego dna i tego „prawdziwego” przesłania artysty. W zasadzie to najczęściej nie zdajemy sobie sprawy z istnienia tych kruczków. Na szczęście, istnieją profesjonaliści w tej dziedzinie, którzy potrafią odszyfrować przesłania dzieł sztuki i zinterpretować je o wiele dokładniej i dogłębniej. Pozostaje tylko pytanie, czy ludzie czasem nie mają tendencji do doszukiwania się rzeczy, których nie ma? Ale to już odrębna kwestia, bo bohaterowie „Kodu Leonarda da Vinci” nie mają skłonności do nadinterpretacji, dzięki czemu czytelnik ma do czynienia z ciekawą i wciągającą powieścią sensacyjną. Więc o czym tak właściwie pisze Dan Brown?
Na samym początku powieści ginie kustosz Luwru, najsłynniejszego muzeum Paryża. Mężczyzna zostaje postrzelony przez człowieka, który pragnie wyciągnąć od niego pewną tajemnicę. Ostatnie chwile swojego życia Jacques poświęca na pozostawianiu w korytarzach Luwru wskazówek, które pomogą wielkiemu sekretowi przetrwać. Tak się bowiem składa, że Jacques należał do tajemnego stowarzyszenia – Zakonu Syjonu – które chroniło miejsce spoczynku Świętego Graala. Członkowie bractwa, którzy znali tę tajemnicę, zostali zamordowani, a wraz z nimi przepadłaby ta bezcenna informacja. Właśnie dlatego kustosz Jacques zostawił dziwne wskazówki, mając nadzieję, że dotrze do nich jego wnuczka, Sophie, mistrzyni w dziedzinie kryptografii. Mężczyzna umieszcza też na podłodze Luwru nazwisko Roberta Langdona, znawcy symboliki, w nadziei, że pomoże on Sophie w rozwiązaniu zagadki, dzięki czemu Święty Graal nie przepadnie. Niestety, nazwisko Langdona rzuca na niego podejrzenie o morderstwo, dlatego gdy zostaje on „zaproszony” do Luwru przez francuską policję i poznaje sytuację, wie, że musi uciekać, aby ratować swoją wolność i rozwikłać tajemnicę. Od tego momentu Langdon i Sophie, mając policję na karku, podążają według wskazówek zmarłego dziadka agentki, starając się poznać wielki sekret zakonu.
Fabuła powieści Browna jest niesamowicie wciągająca z uwagi na fakt, że akcja dzieje się nieprzerwanie. Nic dziwnego, że na podstawie powieści powstał film – ta książka aż prosiła się o przeniesienie na wielki ekran. Akcja zmieniająca się jak w kalejdoskopie, ucieczka przed policją, rozwiązywanie zagadek – a to wszystko w ciągu zaledwie dwudziestu czterech godzin – czy właśnie nie tak wyglądają dzisiejsze filmy sensacyjne? Ale, z drugiej strony, czy odkrywanie wielowiekowej tajemnicy w ciągu doby nie podważa realizmu wydarzeń? Cóż, chyba inaczej się nie dało, choć moim zdaniem ten fakt, jak i to, że umierający Jacques zachował jasność umysłu w obliczu śmierci i w kilkanaście minut zdołał wymyślić piekielne trudne zagadki, będące tropami, sprowadza czytelnika na ziemię, podkreślając, że to wszystko to tylko fikcja. Pozostaje pytanie: to plus czy minus dzieła?
Powyższe przykłady ciężko traktować jako wady książki. Tak po prostu musiało to być rozegrane, bo inaczej nic nie trzymałoby się kupy. Warto jednak zauważyć, że na wstępie autor zaznacza, które wątki i informacje zawarte w książce są faktami. Należą do nich m.in. opisy dzieł sztuki, czyli interpretacje „Mona Lisy” i „Ostatniej wieczerzy”, które wprawiają czytelnika w osłupienie i zmuszają do ponownego przeanalizowania obrazów. Podobno nawet opisy rytuałów tajnych stowarzyszeń są prawdziwe, co mnie osobiście przyprawia o dreszcze…
Ogólnie rzecz biorąc, książka Dana Browna jest dziełem nietypowym, z pewnością wywołującym wiele kontrowersji. Bohaterowie powieści (z niekoniecznie rozbudowaną osobowością, raczej wszyscy z „nieprzeciętną inteligencją”) wiele razy podważają fundament, na którym opiera się kościół katolicki. Osoby, które nigdy nie słyszały teorii dotyczących życia Chrystusa czy tego, czym faktycznie jest Święty Graal, mogą być lekko zszokowane i zachęcone do poszukania informacji na tematy, które porusza Dan Brown. Pomijając jednak ten malutki brak realizmu związany z tempem rozwiązywania wskazówek, nie można zaprzeczyć, że „Kod Leonarda da Vinci” to książka, od której ciężko się oderwać. Skomplikowane tajemnice i zagadki zmuszają czytelnika do myślenia i wysuwania własnych podejrzeń, które w moim wypadku się nie sprawdziły – a uważam to za plus, bo najważniejszy jest efekt zaskoczenia.
Podsumowując, książka, którą właśnie kończę recenzować, to dzieło wciągające, z szybką akcją i ciekawymi wątkami, które z pewnością poszerzają wiedzę czytelnika. Nie mogę uznać się za fankę Dana Browna, ale na pewno przeczytam inne powieści pisarza. Naprawdę warto spędzić czas na rozwikływaniu zagadek z „Kodem” w ręku, towarzysząc sympatycznym bohaterom w ich wyprawie (albo raczej ucieczce).