Za napisanie recenzji tej krótkiej powieści zabierałam się stanowczo za długo. Sama nie wiedziałam jak ocenić „Szklankę na pająki”, bo jest to książka naprawdę niezwykła. Mnie samą oczarowała i zachwyciła, chociaż początek ciężko było mi przełknąć, ale tylko początek, a raczej jego maleńki fragmencik.
Debiutancka powieść Barbary Piórkowskiej opowiada ni mniej ni więcej o dzieciństwie i dorastaniu głównej bohaterki, Aleksandry. Banał? Być może, ale nie w tej książce. Zanim jednak poświęcę troszkę czasu małej Oli, a potem dojrzałej Aleksandrze opowiem o jej rodzinie, która jest naprawdę wyjątkowa. Wyjątkowość głównej bohaterki polega na tym, że podlega ona specyficznej reinkarnacji: jej członkowie mają moc odradzania się po trzech pokoleniach. Mężczyźni, którzy nie szanowali kobiet odradzali się właśnie jako płeć piękna. Tak też się stało z Aleksandrą, a raczej z Wołodymirem Switłyczko.
Prawdopodobnie też powinnam być mężczyzną, bo w ciele kobiety wcale sobie nie radzę. Nieważne.
Mała Aleksandra od początku uczy się radzenia sobie z samotnością. Jej matka wcale się nią nie zajmuje. Całymi dniami przesiaduje w swoim pokoju i obserwuje krajobraz rozciągający się zza oknem. Jakby tego było mało matka głównej bohaterki wyrzuca z siebie niezrozumiałe dla domowników słowa. Prawdziwym opiekunem dziewczynki jest jej dziadek, który już do końca swojego ziemskiego życia będzie o nią dbał.
Ola dorasta. Jak każda nastolatka zmaga się z tym, co dręczyło każdą z nas: walczy z kompleksami, próbuje wyróżnić się z tłumu poprzez specyficzną garderobę i przeżywa swoje pierwsze fascynacje płcią brzydką. Po skończeniu szkoły dziewczyna rozpoczyna studia w wymarzonej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie zostaje uwiedziona przez żonatego mężczyznę i ma z nim krótki, namiętny romans, który kończy się bolesnym dla bohaterki rozstaniem.
Fabuła książki jest prosta niczym konstrukcja cepa, czym by mogła zaskoczyć?
Tak myślałam podczas przełykania początku, ale potem zostałam pochwycona w sieć poetyckiego, wrażliwego języka autorki. Zachłysnęłam się pięknymi, intrygującymi metaforami i uroczą ironią Piórkowskiej, zaś postać Aleksandry jest niemalże namacalna, prawdziwa i tak bardzo do mnie podobna. Czytając jej przemyślenia czułam się tak jakbym czytała o sobie, co bardzo mnie przeraziło.
Sama codziennie zmagam się z samotnością, która przeżarła mnie niemalże na wylot. Tyle, że Ola w jakiś sposób wygrała z tą zarazą dwudziestego pierwszego wieku, a ja dałam się jej pokonać.
„Szklanka na pająki” jest niesamowitą, wciągającą lekturą wypełnioną kobiecą wrażliwością.
Nie spodziewałam się czegoś tak pięknego po tej skromnie wyglądającej książce.