Lata sześćdziesiąte XX wieku, niewielkie miasteczko w Appalachach. Życie samotnej Luce zmienia się nie do poznania po tym, jak zamordowano jej siostrę. Jako jedyna najbliższa osoba musi zaopiekować się jej dziećmi, dwójką małych bliźniąt. Jednak Frank i Dolores różnią się od swoich rówieśników. Po przeżytych doświadczeniach całkowicie zamykają się w sobie. Ciotka próbuje nawiązać ze swoimi siostrzeńcami, choć mały kontakt, co jest trudne w sytuacji, gdy malcy nie mają nawet najmniejszego zamiaru zburzyć ściany milczenia. Czy Luce uda się wreszcie do nich dotrzeć? Kim jest i co zmieni w jej dotychczasowym życiu Subblefield? I kim jest mężczyzna, który zagrozi całej czwórce?
Charles Frazier to amerykański pisarz, który urodził się w 1950 roku w Asheville. Jego debiut Zimna góra stał się prawdziwym bestsellerem. W ekranizacji tejże powieści, która w Polsce nosi tytuł Wzgórze nadziei w głównych rolach wystąpili Nicole Kidman i Jude Law. Jego druga książka Trzynaście księżyców została w Polsce opublikowana w 2009 roku, zaś Szepty lasu dopiero po pięciu latach.
Szepty lasu mają swój klimat. Górskie pejzaże, amerykański styl, Appalachy w latach sześćdziesiątych XX wieku. To wszystko, co serwuje nam Frazier jest niemal namacalne, można niemal poczuć smak, czy zapach. Tego warzywa, które rośnie nieopodal w ziemi, płatka śniegu spadającego z nieba, czy smak spożywanego posiłku.
Powieść jest nawet dobrą podstawą do scenariuszu filmowego. Ciekawego, klimatycznego. Jednak akcja nie nabrałaby tempa już od pierwszych kilkuanstu minut, tak jak nie nabrała go od pierwszych stron powieści, ponieważ pierwsze sto ciągnie się niespiesznie, powoli, przedstawiając tło i poszczególnych bohaterów. Dopiero później zaczyna dziać się coś, co może w jakiś sposób zainteresować.
Cała książka składa się z opisów, czego najbardziej nie lubię. Tak naprawdę one budują cały świat przedstawiony, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że zaliczają się do głównych bohaterów Szeptów lasu. Oczywiście osoby, które lubują się w długich rozważaniach na temat otaczającego świata będą zadowolone, jednak mnie niekoniecznie przypadło to do gustu.
Trzeba jednak przyznać, że autor bardzo dobrze wykreował bohaterów. Mimo wszystko to jednak bliźniaki wysuwają się na pierwszy plan. Ich zachowanie jest co najmniej dziwne, co tylko skłania do dalszego zapoznawania się z nimi. Zresztą Frazier ciekawie przedstawia każdą postać, choćby tę negatywną. Nie robi z niej największego zbrodniarza, czy najgorszego człowieka na ziemi, ale ukazuje go ze swoimi wadami i zaletami. Ujawnia i pozytywne i niegatywne wspomnienia, jeśli takowe się pojawiają. Nie wciska nic na siłę, nawet wątek miłosny nie jest pokazany, jako ten najważniejszy, a jest tylko kolejną cegiełką, która tworzy spójną i intrygującą całość i urozmaica ją. To nie ewoluuje z dnia na dzień, jak w tanich romansach lub w powieściach, które je naśladują, choć podobno nie mają tego na celu, tylko stopniowo, powoli jak w realnym życiu. Byłam oczarowana Stubblefieldem, który nie jest nachalny, ale małymi kroczkami pokazuje, że zależy mu na danej osobie i co najważniejsze robi to czynami – choć na pierwszy rzut oka nic nieznaczącymi - a nie pustymi słowami. Autor nie przejaskrawia bohaterów, a to jest jednym z plusów Szeptów lasów.
Miałam nadzieję na klimatyczną powieść z dość szybko rozwijającą się akcją, a niestety dostałam coś zgoła innego. Trochę się zawiodłam, choć autor ma naprawdę dobre pióro, które jednak mnie niestety męczyło, co spowodowało, że nad Szeptami lasu siedziałam przez niemal miesiąc, co samą mnie zaskoczyło. Oczywiście zakończenie roku szkolnego i początek wakacji był dla mnie dość intensywnym okresem czasu, jednak nie na tyle, żebym nie mogła zabrać się za lekturę, jeśli ta byłaby po prostu interesująca. A dzieło Fraziera odkładałam i odkładałam, znajdując sobie co rusz inne teksty do czytania. Cieszę się, że dałam jej szansę, jednak nie na tyle, abym z czystym sumieniem mogła polecić ją każdemu. To ten typ literatury, który zachwyca tylko nieliczne osoby.