Do sięgnięcia po książkę Krzysztofa Kladera skusiło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze uwielbiam czytać debiuty, po drugie zahipnotyzowała mnie niesamowita okładka obiecująca mroczną historię pełną emocji. No i w końcu, gdy lekturę poleca ktoś, z kim mam zbliżone czytelnicze gusta, po prostu nie mogę się nie skusić.
Akcja rozgrywa się głównie w Rzeszowie. Tam swoją siedzibę ma lokalna gazeta, która przez internet i social media chyli się ku upadkowi, bo obecnie już niechętnie sięga się po papierowe wydania. Dziennikarka Aleksandra Oreanka siłą rozpędu przychodzi jeszcze jako jedna z nielicznych do redakcji. W dniu zakończenia roku szkolnego otrzymuje tajemniczy list. Autor zaprosił kobietę do podjęcia gry, dzięki której będzie miała na wyłączność serię kryminalnych artykułów. Następnego dnia musiała udać się w pewne miejsce, odebrać zaadresowaną na swoje nazwisko przesyłkę i opisać całe zdarzenie w poniedziałkowym wydaniu gazety. Dziennikarka przygotowała tylko felieton o rozpoczęciu wakacji, więc wiedziona ciekawością wraz z redakcyjnym kolegą ruszyła za wskazówkami znajdującymi się w tajemniczym liście. Na miejscu odkryła przepiękny portret młodej dziewczyny. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że sportretowana osoba od dziesięciu lat uznana jest za zaginioną. Po kolejnej wskazówce redaktor Oreanka odnajduje jej zwłoki... i tak co tydzień dostaje telefonicznie wyszeptane informacje z nowymi lokalizacjami...
Przyznam, że początkowo trudno było mi wejść w rytm książki. Co prawda fabuła zaciekawiła mnie od samego początku, jednak nie do końca odpowiadał mi styl Autora. Na szczęście z czasem się przyzwyczaiłam i było już tylko lepiej. Z zafascynowaniem śledziłam, jak redaktorka została uwikłana w zabawę z seryjnym mordercą, nie do końca rozeznając się w regułach gry. Wiedziała tylko, że jest pionkiem na szachownicy, rozgrywana z jednej strony przez seryjnego mordercę, a z drugiej przez policję bezskutecznie starającą się go złapać. Aleksandra z trudem znosiła zaistniałą sytuację, a traumatyczne odkrycia przeżywała tym mocniej, że wciąż była pogrążona w depresji po ciężkim rozwodzie z przemocowym mężem. Wgląd w jej stany psychiczne aż bolał. Kreacja osób z organów ścigania również była na poziomie. Policjanci stali przed trudnym zadaniem bowiem jedynie odnajdywali zwłoki, jednocześnie nie będąc w stanie ruszyć sprawy do przodu i zidentyfikować sprawcy. Wywoływało to złe emocje i silną frustrację, które powoli sięgały zenitu. Niektórzy nie potrafili utrzymać nerwów na wodzy, a dziennikarka coraz częściej zaczęła cierpieć na napady paniki. Wszyscy musieli jednak tańczyć, jak im zagra tajemniczy zbrodniarz, któremu prasa nadała imię od boga śmierci – Tanatos...
Czy mimo przeciwności losu tożsamość mordercy zostanie odkryta?
Jest to niewątpliwie bardzo udany debiut. Mroczny, pełen emocji i bardzo oryginalnych bohaterów, od których poznania cierpnie skóra. Konstrukcja fabuły jest przemyślana i odbiegająca od schematów, a opisy tak plastyczne, że wyszedłby z tej książki bardzo zgrabny film. Podobał mi się sposób kontaktu mordercy z dziennikarką oraz wplecenie wątku ze sztuką. Książka jest jednak dość mocna i ciężka w odbiorze, a klimat i niepewność przyduszają i wprawiają w oszołomienie. Jeśli chcecie poznać finał koszmaru, który stał się udziałem dziennikarki Aleksandry Oreanki sięgnijcie po Szepty ciemnych wód.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję @biegajacy_bibliotekarz a Autorowi za autograf i masę emocji.