Ponad rok czekałam na tą książkę. Zakończenie serii GONE autorstwa Michaela Granta. Wyobrażacie sobie moje podekscytowanie, kiedy przyszła do mnie przesyłka? Rzuciłam w kąt książkę, którą czytałam i zabrałam się za „Światło”. Pierwszy dzień – połowa. Ogarnął mnie smutek, że czytam ją tak szybko. Następnego dnia przeczytałam tylko rozdział i sięgnęłam po nią w nocy. I ją skończyłam. Tak szybko. Ogółem z 4 godziny czytania. Ale czy opłacało się sięgać po „Światło”? Odpowiedź brzmi tak.
Już po nad rok trwa ETAP. Dzieci zdane są tylko na siebie. Przeżyli już falę głodu, choroby. Zdołali wyjść cało z plagi robali. Przyglądali się walce o władze. Pod barierą wydarzyło się wiele rzeczy. Większość z nich zapewne sprawiłaby, że każdy by ich znienawidził. Szczególnie, gdyby ludzie to widzieli. I oto pewnego dnia kopuła staje się przezroczysta. Dzieci widzą swoich rodziców, mogą z nimi „porozmawiać”. Przestają pracować, znów powraca głód. Istnieje cień szansy, że bariera opadnie. Czy to dobrze? Zapewne dla większości dzieci tak. Ale co z Samem, Cainem, Bryzą, którzy nie raz zabijali?
W ETAPie pojawia się nowy mieszkaniec. Jest nim Gaia – córka Diany i Caina. Dziewczynka rośnie w niesamowitym tempie. Podróżuje razem ze swoją matką, którą kocha i nienawidzi za razem. Razem z nimi jest także Biczoręki Drake. Pomaga im, zdobywa jedzenie dla swojej pani. Jedna nadal ma chęć pocięcia Diani i Astrid swoim biczem. Kawałek po kawałku. Chce słyszeć ich krzyki, które są jak miód na jego uszy. Psychopata? Na pewno. Jednak boi się Gai i wypełnia jej rozkazy. A Gaia? Planuje. A co? Jak zabić. Wszystkich. Jak unicestwić mieszkańców ETAPu a później całego świata.
Od przeczytania Ciemności zastanawiałam się, jak to wszystko się skończy. Czy bariera opadnie? Czy zostanie przezroczysta na zawsze? Czy pod czyimś naciskiem ustąpi? Co będzie trzeba zrobić, aby wyjść? Wymyśliłam wiele scenariuszy. Naprawdę, była ich masa. Ale co ciekawe żaden z nich nie był właściwy. Zakończeniem Michel Grant zaskoczył nie tylko mnie, ale zapewne także większość czytelników.
Bohaterowie stopniowo się rozwijali. Największe zmiany zauważyłam w postawie Diany, Caina i Alberta. Najsilniej emocjonalnie zżyłam się z postacią młodego Sorena. Podejrzewałam, że kiedyś nastąpi czas, że podejmie jedną decyzję za dużo. Decyzję, która jest na wagę złota dla pozostałych mieszkańców ETAPu. Ale szczerze przyznaję, że jej konsekwencje sprawiły, iż z oczu pociekły mi łzy. Nie spodziewałam się, że jedno zdanie może wywołać u mnie aż takie skrajne emocje.
Równolegle do wydarzeń w ETAPie zapoznajemy się ze światem zewnętrznym. Lepiej poznajemy postać matki Sama. Autor wprowadza do historii także dziadka największego psychola – Drake’a Merwina (jest on dziadkiem Biczorękiego). Dzięki temu zapoznajemy się lepiej nie tylko z historią nastolatka, ale także jego dziadka. Ukazana opowieść była naprawdę ciekawa i dzięki niej możemy ujrzeć, dlaczego Drake jest taki, jaki jest.
Ciężko jest mi opisać geniusz ostatniej części. Podczas czytania znalazłam wiele fragmentów, przez które roniłam łzy. I szczerze mówiąc nie żałuję ich. Michael Grant w „Świetle” pokazał, że naprawdę jest świetnym autorem. Potrafi grać uczuciami czytelnika, wprowadzić jego myśli w zamęt. Decydujące kwestie rozstrzygnął dopiero na końcu. Za to należy mu się ogromny plus.
Okładka książki świetnie odnosi się do klimatu. Wystarczy popatrzyć na część poprzednią „Ciemność”, aby zauważyć podobieństwo. Na okładce przedniej widzimy Sama oraz Gaię (nie Dianę, jak na początku mi się wydawało). Na okładce tylnej zaś widzimy Quinna oraz Dekkę. Całość tła nie jest toporna i na pierwszy plan wypcha postacie. Napisy jak pry poprzednich częściach są niesamowicie zgrane, choć są takie strasznie proste. I za to należy się ogromny plus dla grafików. Z czegoś banalnego stworzyli coś niesamowitego.
„Światło” to genialne podsumowanie całej serii GONE. Porównując ten tom do „Niepokoju” widzę ogromne zmiany w bohaterach. Sam Michael Grant pokazał te zmiany. Użył retrospekcji na postaci Caina. Porównywał jego zachowanie z tomów poprzednich. Pokazał, że z zepsutego dupka dzięki miłości Diany stał się kimś, kto dba o bliskich.
Słowami nie da się opisać geniuszu autora. Choć jest to najcieńsza część cyklu to u mnie wywołuje największe emocje. Sama nie wiem, co mogę tutaj napisać. Nie oddam wam moich emocji żadnymi określeniami. To po prostu jest niemożliwe. To trzeba przeżyć samemu.
Jeśli wahacie się przed przeczytaniem całej serii GONE to uwierzcie, czas jaki na to poświęcicie jest tego wart. To naprawdę coś genialnego. Polecam to każdemu, niezależne jaki typ literatury preferujecie.