Zawsze, ilekroć spod pióra znanej postaci, wychodzi „powieść” podchodzę do takiego dzieła z wielką rezerwą, a najczęściej w ogóle go nie ruszam. W przypadku Joan Collins byłam jednak ciekawa, jakie spojrzenie na świat ma tak charyzmatyczna kobieta, jedna z najpopularniejszych Brytyjek XX wieku.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że „Świat według Joan” nie jest autobiografią. To raczej zlepek luźnych myśli aktorki, jej spojrzenie na otaczającą rzeczywistość i subiektywna ocena show biznesu. Joan dotyka wybiórczych tematów, ich dobór jest subiektywny i składa się z obserwacji oraz prywatnych przemyśleń Collins. W swojej publikacji zahacza w szczególności o te zagadnienia, na których zna się jak nikt inny. Mamy więc rozdziały „O sławie”, „O szyku”, „O mężczyznach”, et cetera. Własne doświadczenia autorki poparte są jej spostrzeżeniami z życia codziennego, jest więc dobrą i uważną obserwatorką otaczającej jej rzeczywistości. Gorzej niestety u niej z wyciąganiem wniosków na podstawie tych obserwacji. Joan Collins nie mówi absolutnie nic odkrywczego, właściwie wszystko, co zawarła w swojej książce to zwykłe truizmy. Ponadto co rusz czytelnik napotyka porównania czasów obecnych z młodością Collins, głównie z latami 50, a wszystkie sprowadzają się do jednego – kiedyś było znacznie lepiej niż teraz. Jest jakaś prawda w tym, co czytamy, jednak znaczna część tych porównań jest mocno naciągana i opiera się na tym, że bez technologii, emancypacji i większej tolerancji ludzie potrafili więcej docenić.
Co jeszcze robi Joan Collins w swojej książce? Krytykuje wszystko i wszystkich dookoła, a najbardziej obrywa się osobom ze środowiska gwiazdorskiego. I znów zaczyna się narzekanie na to, jak zepsuci i płytcy są celebryci, przy jednoczesnym podkreśleniu, że sama Collins w żadnym wypadku nie zalicza się do tego grona. Wspomina swoje przewinienia (niewiele, ale jednak wspomina), rozgrzeszając się na każdym kroku. Za pomocą tej publikacji kreuje siebie na osobę skromną, ułożoną i pokorną. Problem w tym, że brak w tym wszystkim szczerości, ja tego po prostu nie kupuję.
„Świat według Joan” niestety nie ma w sobie żadnego literackiego potencjału czy polotu. Jest to jedynie zbiór rozważań autorki i próba usprawiedliwienia własnej osoby, a także kreowanie siebie na kogoś niemalże idealnego, kogo nie dotyka cały ten gwiazdorski splendor. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że aktorzy powinni robić to, co potrafią najlepiej – grać, a pisanie pozostawić innym. Nie jest to zarzut – Joan Collins od ponad pół wieku istnieje w show biznesie radzi sobie świetnie - nie zamierzam temu zaprzeczać (zresztą nie mogłabym, gdyż aktorkę znam jedynie z „Dynastii”), ale to tylko kolejny dowód na to, że sławni ludzie powinni skupić się na swojej pracy, zamiast rozpaczliwie chwytać się każdej możliwej okazji zyskania rozgłosu. No chyba, że robią to w myśl zasady „nieważne jak o tobie mówią, ważne by mówili”. Właściwie jedynym plusem tej książki są pojawiające się od czasu do czasu zabawne anegdoty z życia codziennego, których aktorka doświadczyła.
Joan Collins szanuję, choć nie należę do jej wiernych fanów. Być może jest to powód, dla którego krytycznym okiem spojrzałam na „Świat według Joan”. Nie wykluczam, że wielbiciele tej aktorki pokochają jej sposób wyrażania siebie i zupełnie się ze mnie nie zgodzą. Do mnie niestety jej sposób kreowania siebie i otaczającego świata nie przemawia, a zdolności literackie pozostawiają wiele do życzenia.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi Sztukater.eu