Na nasze otoczenie składają się miliony różnorakich zapachów. Często nie zwracamy na nie uwagi, nie poświęcamy im zbyt wiele czasu. Traktujemy je jak coś na tyle naturalnego i oczywistego, że nie zauważamy, jak istotną rolę odgrywają one w naszym życiu. Bo czyż nie krzywimy się, kiedy towarzyszy nam nieprzyjemny, nachalny swąd? Czyż nie rozkoszujemy się, kiedy wokół unosi się woń ulubionych kwiatów? Dlaczego więc kwestię węchu i zapachu spychamy tak daleko i tak głęboko, że niemalże całkowicie ją ignorujemy? Nierzadko oceniamy drugiego człowieka na podstawie tzw. pierwszego wrażenia, nie zdając sobie zupełnie sprawy, jak bardzo w wystawieniu oceny pomógł nam jego zapach. A jak ocenić kogoś, kto... w ogóle nie wydziela zapachu? Kogoś, kto dla najwrażliwszego nosa pozostanie bezbarwny, neutralny, niegodzien uwagi...? Kimś takim jest główny bohater „Pachnidła” Patricka Süskinda – Jan Baptysta Grenouille. To właśnie jego dramatyczne losy poznajemy na kartach tej niezwykłej i pełnej zmysłowości powieści.
Osiemnastowieczny Paryż – ten słynny „romantyczny” Paryż - pełen smrodu, brudu i niesprawiedliwości. Pośrodku Paryża człowiek od urodzenia skazany na cierpienie - porzucany, odtrącany, bezustannie spychany na margines społeczeństwa – Grenouille. Brzydki i odrażający Jan Baptysta Grenouille...
Francuską stolicę na kartach powieści Süskinda poznajemy bardzo dokładnie dzięki niezwykłemu węchowi głównego bohatera. Podążając jego śladem, niemalże czujemy smród męskiego potu na ulicach i zapach chusteczek nasączonych perfumami. Poznajemy świat takim, jakim jeszcze nigdy go nie smakowaliśmy, sprawdzając przy tym prawidłowość powiedzenia, iż „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.
Grenouille to człowiek zamknięty w swym własnym, samotnym świecie. Żyje dla siebie, licząc na to, iż - niczym kleszcz - któregoś dnia natrafi na cudowną okazję, która odmieni jego losy. Marzy o tym, aby stać się najpotężniejszym perfumiarzem na świecie. Marzy także o tym, aby wydestylować najbardziej niezwykły zapach spośród zapachów najniezwyklejszych - nie cofając się przed niczym, decyduje się posiąść woń z ciał najpiękniejszych dziewic...
Tym, co w tej powieści przyciąga mnie najbardziej, jest rewelacyjna narracja. Wykreowany świat tak silnie oddziałuje na zmysły, że aż wciąga czytelnika do środka. Czytając kolejne strony powieści, ma się wrażenie, że opisane z pełną wirtuozerią zapachy roztaczają się wszędzie wokół. Narrator posługuje się takim językiem, że powieść pochłania się jednym tchem, jednocześnie delektując się każdym opisem. Nie ma tu wartkiej akcji czy specjalnie porywających dialogów, ale to właśnie wyróżnia tę pozycję spośród innych. Czytając, nie odczuwa się potrzeby pędzenia za kolejną sytuacją, akcja płynie spokojnie, pozwalając czytelnikowi zagłębić się w wykreowany świat i na chwilę się w nim zatrzymać. To sprawia, że ta książka jest tak urzekająca i magiczna.
W „Pachnidle” zachwyca mnie również kreacja głównego bohatera - jednej z najbardziej złożonych postaci literackich. Narrator sugeruje nam, aby już od pierwszych stron uznawać go za najgorszego z ludzi, podkreślając, jakim to jest odrażającym potworem, jednakże ja doszukuję się w nim czegoś fascynującego i przyciągającego. Oprócz tego, że jest niezwykły przez swój dar i odrażający przez swoje czyny, wywołuje uczucie współczucia i - w jakimś stopniu - zrozumienia. W jego przypadku potrzeba bycia „kimś”, potrzeba bycia zaakceptowanym wyjaśnia wszystkie jego zachowania. Jego samotność i wyobcowanie wprawiają mnie w smutek, autentycznie. To jest kolejna rzecz, która przyciąga mnie w „Pachnidle”, bo najlepsze książki to takie, które potrafią wywoływać w czytelniku ogrom emocji. A ta wywołuje, bo w pewnym momencie mam ochotę głównego bohatera przytulić, a w innym - zakopać w rowie.
Nie wiem, może ja jestem jakaś dziwna/śmieszna/nienormalna, że tak przeżywam książki (ale miałam tak, odkąd skończyłam 3 lata i zaczęłam czytać). Często identyfikuję się bohaterami, uwielbiam zagłębiać się w ich psychikę i dlatego nawet tych najgorszych staram się zrozumieć i wytłumaczyć. I co z tego, że taki Jan Baptysta brutalnie wykorzystuje piękne dziewice tylko po to, żeby wydobyć ich zapach? Właśnie wydobycie tego zapachu jest jego największym pragnieniem, bo - jak sądzi - pomoże mu to w osiągnięciu akceptacji otoczenia. Ja go rozumiem i jest mi go tak bardzo żal, że płaczę, kiedy czytam, jaki jest odrzucony i samotny. Ale to tylko książka. Gdyby w normalnym świecie jakiś typ w ten sposób traktował kobiety, nie dość, że bym się go bała i brzydziła, to jeszcze głosowałabym za ukamienowaniem.
Pamiętać jednak należy, że „Pachnidło” to nie tylko jeden samotny człowiek. To także cały świat i ludzie obracający się wokół niego. Süskind w swej powieści kreśli szczery i niezwykle naturalistyczny obraz społeczeństwa osiemnastowiecznej Francji - ze wszystkimi jego wadami i niesprawiedliwościami. Niezwykłe ujęcie tematu, tj. odbieranie otoczenia nie przez wzrok, nie przez dotyk, a właśnie przez węch, pozwala czytelnikowi przenieść się do zupełnie innego, zmysłowego świata, wypełnionego aromatem parzonej kawy i świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego. I choć przesłanie książki nie jest niczym zaskakującym czy nowym, i tak warto oddać się jej bez reszty, by choć na kilka godzin dać się porwać tak wspaniałym doznaniom estetycznym...