"Świadek ostatniej sceny" to już siódmy tom przygód Aurory Teagarden. Jak można się domyśleć, i tym razem główna bohaterka znajdzie się w pobliżu morderstwa. Co z tego wyniknie? Roe na pewno wpakuje się w kłopoty. Tym razem będzie wyjaśniać tajemnicę śmierci młodej aktorki. Ponadto będzie musiała przejść utrapienie z filmowcami, którzy będą chcieli nakręcić jej życie. Jakby tego było mało przeżywa śmierć bliskiej osoby i stawia czoła samotności.
Ta część wyróżnia się na tle swoich poprzedniczek. Całkiem zagubiony tutaj został wątek kryminalny. W całej książce jest mu poświęcony tylko niewielki fragment. Więcej informacji mamy na temat prywatnych spraw Aurory, która aktualnie przeżywa niespodziewaną śmierć swojego męża. Aurora podejmuje decyzję o rozpoczęciu nowego etapu w swoim życiu. Oprócz głównego wątku ciekawy jest wątek poboczny, dotyczący pracującej w bibliotece Patricii.
Co to głównego wątku wyjaśnienie śmierci aktorki jest dotychczas najciekawsze z całej serii - motyw działania zabójcy naprawdę potrafi zmrozić krew w żyłach. Zastanawiam się, czy wyobraźnia pisarki nie poniosła jej za daleko jeżeli brać pod uwagę relację oprawcy i ofiary.
W tym tomie pojawiają się postaci z poprzednich, przez co często mamy streszczenia przypominające zdarzenia z wcześniejszych części. Nie wiem czy autorka nie zaszkodziła tym czytelnikom - owszem, jeśli ktoś weźmie pierwszą lepszą książkę z tej serii to jest to dla niego ułatwienie, ale jak ktoś czyta według kolejności to ma się wrażenie, że niektóre rzeczy powtarzają się do granic znudzenia. Kolejną rzeczą, która powtarza się już po raz siódmy jest to, że Roe tradycyjnie znajduje ciało przypadkiem lub po prostu zjawia się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze i bierze udział w tropieniu mordercy.
Nie mam wątpliwości, że ostatni ósmy tom będzie miał takie same schematy. Liczę po ciuchu na bardziej rozwiniętą akcję i mniej perypetii osobistych głównej bohaterki.