Co się stało w Jonestown? recenzja

,,Sektoizm" Jima Jonesa - manipulacja, dominacja, kontrola

Autor: @belus15 ·8 minut
około 3 godziny temu
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!
Życie ,,niecywilizowane” jest nieprzewidywalne, ,,cywilizowane” również. Czy tego byśmy chcieli czy nie, mimo globalizacji wymiany danych, która obecnie osiąga prędkość światła; mimo postępu technologicznego i gospodarczego, rozwijamy się w otoczeniu jakiegoś zbyt ekspresyjnego i ,,nierównego” chaosu, jakby entropia Wszechświata z niewiadomych powodów jeszcze przyspieszyła, i to przyspieszała na planecie Ziemi, gdzie mieszka inteligentny, świadomy i skory do emocji gatunek organizmu żywego, "Homo Sapiens" – ometkowujący trzecią planetę od Słońca na swoją własność, traktujący multum gatunków zwierząt i roślin jako niechcianych uchodźców. Ta ,,atonalność”, która towarzyszy ludzkości w każdej gałęzi życia nie jest, sądzę, widoczna i obecna nagminnie. Przyjrzenie się wybranym sferom życia różnych grup społecznych, subkultur, ogromnych wręcz przepastnych o globalnym zasięgu Organizacji i Instytucji, pozwoli nam jednak to ,,rozszerzone co nieco” o Cywilizacji adamowego plemienia – cóż, tacy ,,święci to nie jesteśmy’’ – powiedzieć. Ostatnie dziesięciolecia, to w skali przemian zbiorowości ludzkiej, nie tylko okres rewolucji w technologiach, nauce i przemyśle, czas rewolucji świadomości kulturowej i społecznej, ale i zbiór wydarzeń, relacji, wątków wywracających swym przebiegiem do góry nogami wszystko to, co Cywilizacja osiąga, jak ewoluuje, czy to co jeszcze ją czeka. Przy pewnej niechlubnej, plamiącej honor i godność każdej istoty ludzkiej na Ziemi, okoliczności z 18 listopada 1978 roku w Jonestown na Gujanie, my ludzie w oczach Wszechświata przestajemy mieć jakiekolwiek znaczenie.

Czasami, gdy się słyszy lub czyta o przypadkach działających w sposób karykaturalnie bezduszny, opresyjny, indoktrynujący, pozbawiający wolnej woli, osobowości i bezpieczeństwa psychicznego różnych ugrupowań, Sekt, Organizacji, mających czelności nazywać swoje zgromadzenie, swój dom ,,Rodziną”, aż brwi potrafią wtedy skakać do góry ze zdziwienia, aż coś powoli ściska, dusi gdzieś w środku w trzewiach, a kończyny zaczynają niekontrolowanie drgać, skóra momentalnie cierpnąć. To właśnie taki zalewa nas wstyd za gatunek ludzki, za naszą ciągle się rozwijającą Cywilizację. Osobiście jestem dość ostrożnie ukierunkowany w sprawie rozmów, czy szerszego wypowiadania się na temat ,,Sekt a.k.a. tajemniczych, makiawelicznych organizacji”. To temat trudny, sądzę, naruszający strefy psychicznego komfortu; łatwo jest krytykować jakąś kontrowersyjną znaną sektę/Subkulturę/Organizację, jeśli się jest poza jej organizmem społecznym i wpływem, ,,poza kręgiem”, jeśli nie jest się częścią ,,Rodziny”. Mój specyficzny stosunek do tego rodzaju kontrowersji i ruchów społeczno-religijnych pośrednio podsyca fakt, że pewne tragiczne wydarzenie związane z Sektą Jima Joensa, które rozegrało się na ziemiach Gujany 18 listopada 1978 roku, miało miejsce w dniu moich urodzin. Co prawda przyszedłem na świat wiele, wiele lat później, lecz nie zmienia to faktu, że był to właśnie 18 listopad. Dlatego zadaję sobie związane z tym ,,fantem losu” pytanie, czy ów dzień z kalendarza nie jest tą pierwszą przyczyną, przez którą często zdaje się przydarzać mi albo skrajny pech albo skrajne szczęście?

Jim Jones, David Koresh, Charles Manson, a nawet Chizuo Matsumoto, to klasyczne przykłady liderów ,,Świątyń”, ,,Rodzin”, ,,Sekt” i innych, rozmaicie proroczo nazwanych zgromadzeń ludzi, którzy przez postać swego przywódcy wierzą w jakiś cel, prawdę, do którego obietnic zrealizowania zaciekle dążą. Owi liderzy, charyzmatyczni wodzowie, za których głosem wędrują setki, ba, czasami setki tysięcy wpatrzonych w nich ślepo wyznawców, to ludzkie osobowości, które określa jedna ważna cecha: to wypaczone przez niezgłębione zło psychopaci i socjopaci, przeważnie widzący w funkcji lidera korzyści tylko i wyłącznie dla siebie. Przywódcy sekt to arcy geniusze manipulacji, ba, ludzie tworzący nowe znaczenie tego pojęcia - swoistego aktu zniewolenia umysłów. Co ciekawe i zarazem porażające w ujęciu ich ,,prywatnego rozumienia wszechświata" nie ma czegoś takiego jak zwykła słabość. Jest naiwność i frajerstwo, które według ich uznania trzeba koniecznie wykorzystać, bez względu na konsekwencje, jakie za ich decyzje i czyny ponosi społeczeństwo. To byty, jednostki ludzkie nikczemne, to bezwzględni drapieżcy, a ich ofiarami są niczemu winni zwykli ludzie, dlatego głupotą byłoby - myśląc w ujęciu ich perspektywy - nie zrobić użytku z czyichś słabości. Kontrola, manipulacja, dominacja. Święta trójca aspektów osobowości tak prosto, ale jak dosadnie opisująca sposób funkcjonowania psychopatycznych / socjopatycznych dewiantów w roli liderów potężnych Kultów, Sekt i innych tajemniczych Organizacji o tajemniczych celach. Dlatego mając na uwadze zagadnienie Sekt, również moją datę urodzin splątaną niewidzialną nicią zależności z tym, co wydarzyło się w gujańskim Jamestown w 1978 roku, postanowiłem sięgnąć po pewną publikację z zakresu reportażu i literatury faktu z zarysem dziennikarskim i historycznym, opowiadającą nie tylko o tamtejszych wydarzeniach sprzed 40 lat, na których wspomnienie wielu ludzi odczuwa lęk i paraliżujący chłód, ale i o tym - kto stał za tym bestialskim, niesłychanie dziwacznym procederze - o Jimie Jonesie, i historii powstania Świątyni Ludu, jej najważniejszych cech, działalności. Tą beletrystyką, soczyście mroczną w ujęciu prawdziwości relacji na powyższe tematy, rozliczającą nas w sposób odważny z tego, jakimi jesteśmy ludźmi – od zwykłych szaraków z korporacji po przywódców sekt; taka prawda, choć pośrednia i ukryta tu, w wymowie publikacji, się znalazła – jest książka: "Co się stało w Jonestown? Sekta Jima Jonesa i największa zbiorowe samobójstwo". Jej autorem jest nagradzany amerykański dziennikarz śledczy, Jeff Guinn. I nie trudno, patrząc się na napisany podtytuł mniejszą od głównego tytułu polskiego wydania pozycji czcionką, stwierdzić, co będzie punktem od którego wszystko autor zacznie i na czym skończy ,,rozliczając” Jima Jonesa z tego, że za sprawą jego nieopisanej nikczemności, zatraceniu się w innym wymiarze egzystencji i zła, ,,poprowadził” ponad 900 ludzkich istnień ku zbiorowemu samobójstwu. Dokładnie było to łącznie 918 ofiar (w tym Sharon Amos, jej troje dzieci, kongresmen Ryan i innych zabitych w Port Kaituma) – choć różne źródła podają, że życie mogło stracić wtedy około 1200 osób. Jak widać, to skutek niesłychanej determinacji, piekielnie rozwiniętych zdolności dominacji, kontroli i manipulacji wolną wolą pana ,,Ojca Jonesa". Nic więcej dodawać chyba nie trzeba, może jedynie fakt, o czym wspomniał w ostatnim rozdziale niniejsze publikacji Jeff Guinn, że ,,historia Jonestown i Świątyni Ludu była jednocześnie przerażająca i fascynująca”. Tak również tymi słowami mogę podsumować tę skrzętnie zrealizowaną pracę. A została ona napisana tak, jak pisze się świetną biografię z elementami niepokojąco dobrego, stopniowo, a nie falowo, rozwijanego thrillera śledczego, z gęstniejącą ze strony na stronę coraz bardziej uwydatnioną atmosferą i napięciem. Sęk w tym, że to, co wydarzyło się w Gujanie w listopadzie 1978 roku, nie dość, że można było tego w jakiś sposób uniknąć, to było to coś, co wydarzyło się na naszych oczach. To nie była fikcja, lecz brudna, krwawa historia. To nie była, jak mamił swych ,,wiernych” Ojciec Jim Jones: rewolucyjna istota samobójstwa ,,przeciwko warunkom na tym nieludzkim świecie”, co wspomina on sam w swych ostatnich słowach, jakie wypowiedział Jones przed odebraniem sobie życia przez strzał w głowę. To był bezimiennie zły, zbyt potężny by to określić cios przeciwko człowieczeństwu, przeciwko temu, co prezentuje sobą poprzez wartości moralne, poszanowanie praw do życia i wolnej woli istota ludzka. I nigdy nie zapomnę tego, czego dowiedziałem się nie tylko o Jimie Jonesie, ale przykładowo i o całym ,,procederze” stworzenia psychopatycznego w głębi, ale na wierzchu racjonalnie się broniącego wizerunku ,,fałszywego proroka"; wizerunku, który okazał się dość skomplikowanym przedsięwzięciem prawnym, logistycznym i ekonomicznym – ot procesem wieloskładnikowym, aby w ogóle móc go stworzyć.

"Co się stało w Jonestown" jest tworem na granicy biografii, studium psychologicznego potężnego psychopatycznego przywódcy, reportażu i literatury faktu, jak i czegoś pokroju wspomnień z wydartych kartek dziennika uczestników wieloletniego etapu tworzenia socjalistycznej wspólnoty, z tragicznym finałem z 18 listopada 1978 roku na czele. Autor wytrawnie, z dziennikarską pasją i zaangażowaniem, dość dokładnie i intymnie udowodnił czytelnikowi, jakie niebezpieczeństwa czyhają za wierzchnią warstwą takich osobistości postępujących uczynnie według określonej idei, w którą wierzą ich wyznawcy, osobistości przewodzących ,,niby-Kościołom", które są tylko od kroku od przejścia przez bramy piekieł. Za racjonalizacją i jadowitą płytką dobrocią kryje się chęć osiągnięcia jak najlepszego dla siebie wyniku, uczynienia przez takich ,,proroków" wszystkiego, aby po wsze czasy być u szczytu władzy, aby zdominować określoną populację ludzi określoną ideą. Finalnie nigdy nie będzie nikogo powyżej ,,Ojca” sekty czy jakiegoś liczącego się w społeczeństwie ugrupowania. Ponad nim nie będzie nawet Boga, bo to on jest Bogiem, a jego majestat powinien podziwiać cały świat. Jim Jones był taką osobą, właściwie na określenie go człowiekiem nie powinien on zasługiwać. Zamieszkał w nim podstępny obślizgły garbus, garbaty stwór, którego pielęgnował przez całe swoje życie. Jego wiara w Boga była pusta, bezsensowna, jałowa. Religia istniała w przekonaniu Jonesa do jednego celu: chytrego przeciągnięcia wiernych na stronę socjalizmu. Dla członków wspólnoty, jako ,,Ojciec” wydawał się on być zawsze wszechobecny i wszechmocny. W końcowej fazie istnienia Świątyni Ludu, w Jonestown na Gujanie, Jones był na zmianę olśniewający i niepokojący. Gdy osadnicy 18 listopada 1978 roku nie chcieli zażywać trucizny, bo i tacy się zdarzali, Jones wywierał na nich taki wpływ, że i tak tego dokonali, i tak popełnili samobójstwo.

Tak żyło się w Świątyni Ludu, na granicy uwielbienia i strachu jej obywateli i wyznawców zarówno przed Jimem Jonesem, jak i światem zewnętrznym, głównie ,,kapitalistycznymi USA”, które w każdej chwili mogły wparować do Jonestown bezkarnie niszcząc całą pracę, którą wspólnota realizowała. Jones dzięki swej nieprawdopodobnej mrocznej determinacji, charyzmie, zdolności manipulacji, kontroli i dominacji nad zgromadzeniami ludzi, sprawił – a zaczęło się niewinnie od udawanych uzdrowień z raka, którego ,,wydalali” przez gardło ,,chorzy", którym były podłożone kurze podroby czy pozostałości z rzeźni – że łatwo jego ,,owieczki” uwierzyły, że CIA i FBI spiskują przeciw nim – przeciw Świątyni Ludu i wszystkim jej ideałom, którym była przede wszystkim próba stworzenia lepszego świata dla następnych pokoleń. Jim Jones nie był Bogiem, okazał się tchórzem, zwykłym płytkim emocjonalnie człowiekiem, który część swego życia przegrał za młodu. Oby nigdy nikogo takiego jak on, ludzkość więcej nie zrodziła. Oby...

Moja ocena:

Data przeczytania: 2020-11-23
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Co się stało w Jonestown?
2 wydania
Co się stało w Jonestown?
Jeff Guinn
8.5/10

Kim był Jim Jones? Genialnym manipulatorem, szalonym guru, fałszywym prorokiem. Diabłem w ludzkiej skórze, który pociągnął ludzi za sobą wprost do piekła. W listopadzie 1978 roku w Jonestown – wio...

Komentarze
Co się stało w Jonestown?
2 wydania
Co się stało w Jonestown?
Jeff Guinn
8.5/10
Kim był Jim Jones? Genialnym manipulatorem, szalonym guru, fałszywym prorokiem. Diabłem w ludzkiej skórze, który pociągnął ludzi za sobą wprost do piekła. W listopadzie 1978 roku w Jonestown – wio...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Noc listopadowa 1978 roku była dziwna, nastroje minorowe. Czyżby wyznawcy Jonesa, przeczuwali nadciągający kataklizm? Wydarzenie to przeszło do historii pod nazwą ''białej nocy". Wówczas to śmierć po...

@ladymakbet33 @ladymakbet33

1978 rok w Georgetown, gdy ma małym lotnisku wylądował samolot, grupa uzbrojonych ludzi otworzyła ogień do zgromadzonych tam ludzi. Trojgu ludzi udało się uciec cessną, skąd nadali komunikat o ofiara...

@ReniBook @ReniBook

Pozostałe recenzje @belus15

Surviving to Drive. Życie dla jazdy. Rok z życia szefa zespołu F1
W kotle padoku Formuły 1. Środowisko, które nie wybacza

Sezon wyścigowy królowej motosportu, Formuły 1, Anno Domini 2022, był dla wszystkich kierowców pełnym zawirowań niczym w kalejdoskopie rzeczy niespodziewanych i spodziew...

Recenzja książki Surviving to Drive. Życie dla jazdy. Rok z życia szefa zespołu F1
Raport mniejszości
,,Philipkdickowskie" pytanie o przyszłość jutra

Czy to George Orwell, Mary Shelley, Juliusz Verne, Philip K. Dick, Isaac Asimov bądź inni twórcy spośród sław i mistrzów pióra fantastyczno-naukowych powieści i kreacji ...

Recenzja książki Raport mniejszości

Nowe recenzje

Widoki
Zycie w ciasnych nawiasach swojej przynależności.
@justyna1dom...:

Pisanie recenzji o kryminałach czy romansach jest proste. Przynajmniej ja tak sądzę. Pisanie recenzji o takich książkac...

Recenzja książki Widoki
Ucichły ptaki, przyszła śmierć
Od zera do setki w trzy sekundy
@czecholinsk...:

Dużo dobrego nasłuchałam i naczytałam się o twórczości Michała Śmielaka – że wciąga, że straszy, że zaskakuje. Kiedy je...

Recenzja książki Ucichły ptaki, przyszła śmierć
Milestones
Milestones
@historie_bu...:

„Czasami warto ryzykować wszystkim, nawet jeśli wygrana jest niepewna.” Veronica od małego była przygotowywana na prze...

Recenzja książki Milestones
© 2007 - 2025 nakanapie.pl