Autor, który naprawdę zna temat daje w 'Więzach krwi' głos rwandyjskiej młodzieży, równolatkom ludobójstwa z 1996 roku, dzieciom katów i ofiar i pyta o przebaczenie, o to, co w przyszłości i co teraz. Sprawa jest ciekawa i paląca, bo jak wiadomo, mordy w tym kraju były rzeziami, bardziej niż na Polakach na Wołyniu, a o ile z Wołynia nas przepędzono, co miało ten dobry skutek, że ofiary nie musiały przez 60 lat patrzeć na katów (trauma i tak jest ogromna), to w Rwandzie Hutu i Tutsi wciąż mieszkają i żyją razem. Niedawno media obiegła wiadomość o liczbie dzieci z gwałtów na kobietach Tutsi. Skala problemu jest podobna w Rwandzie i na Bałkanach. Myślałam, że książka jest o tym. Ale jest głębsza. Opowiada o potrzebie zapominania i potrzebie pamiętania o krzywdach. I o więzach krwi, rozumianych jako relacje rodzinne, ale i jako pamięć o krzywdach, która jak w tradycji żydowskiej rozlewa się na dziesiąte pokolenie.
Zacznę od opowiedzenia o autorze, bo w przypadku reportażu na tak delikatne tematy, liczy się profesjonalizm, doświadczenie i umiejętność słuchania ludzi. Pewnie musiał dobrze znać rozmówców, żeby się przed nim otworzyli i opowiedzieli, co opowiedzieli. Bo w 'Więzach krwi' nie ma opisów rzezi, są za to opisy spraw delikatnych: opowieści o rodzicach, których klęskę pewnie woleliby ukryć, o braku perspektyw, albo o chęci zemsty.
Urodził się w 1949 roku na Madagaskarze. Jest francuskim korespondentem wojennym, reporterem i pisarzem. Pisywał dla 'Liberation'. Anglojęzyczna Wikipedia mówi więcej o jego doświadczeniu zawodowym niż jej polska wersja. Hatzfeld obserwował dla Liberation powstanie Solidarności w Polsce i aksamitną rewolucję w Czechosłowacji oraz obalenie Ceaucescu w Jugosławii. Następnie był wszędzie tam, gdzie toczyły się wojny: na Bałkanach, w Libanie, Izraelu, aż wreszcie w Rwandzie, której poświęcił swoje późniejsze książki.
Dwie pierwsze jego książki traktują o Sarajewie:
L'Air de la guerre (1994)
La guerre au bord du fleuve (1999)
O Rwandzie napisał : Nagość życia: Opowieści z bagien Rwandy, Wydawnictwo Czarne 2011 (Dans le nu de la vie. Récits des marais rwandais, 2000) - o ludobójstwie
Sezon maczet, Wydawnictwo Czarne 2012 (Une saison de machettes, 2003) - o zabójcach Hutu
Strategia antylop, Wydawnictwo Czarne 2009 (La stratégie des antilopes, 2007) - o obu stronach po latach od ludobójstwa, gdy sprawcy wyszli z więzień
Englebert z rwandyjskich wzgórz, Wydawnictwo Czarne 2015 (Englebert des collines, 2014) - o Rwandzie 20 lat po tragedii
Więzy krwi, Wydawnictwo Czarne 2017 (Un papa de sang, 2015) - o potomkach ofiar i katów
Czarne przetłumaczyło i wydało również reportaż autora o etiopskim biegaczu Ayanleha Makedy (2011: Où en est la nuit) .
Nie przetłumaczono na Polski:
2005: La ligne de flottaison
2013: Robert Mitchum ne revient pas
W każdym razie podoba mi się determinacja Hatzfelda, żeby przez pół życia zgłębiać tak porażający i traumatyczny temat, jakim jest ludobójstwo w Rwandzie, żeby ciągle pytać o ich życie, pewnie i trochę żyć ich problemami, tych ludzi. Literacko zaowocowało to reportażami, które zechcę przeczytać. Na razie 'Więzy krwi'. Niby lżejsze emocjonalnie, bo bez drastycznych opisów, ale z drugiej strony cięższe, bo pesymistyczne.
Autor rozmawiał z 9 osobami młodego pokolenia: w tym z 5 dziećmi' uwięzionego Hutu' i czworgiem dzieci 'ocalałego Tutsi'. W drugiej części wypowiadają się rodzice, oczywiście ci na wolności, bo tym w więzieniach nie udziela się głosu, a w trzeciej potomkowie mówią o przyszłości, swojej i rodzin.
Rzuca się w oczy czytelnika jak bardzo odmienne są teraz światy ofiar i katów. Zdałoby się, że jest jak w bajce. Zło zostało ukarane, a dobro nagrodzone. W dodatku dzieci obu stron mówią, że szkoły dbają o to, żeby nie nazywać grup etnicznych, ale mówić o zbrodni. Jest tydzień pamięci oraz Mauzoleum. I nawet rodziny Hutu zdają sobie sprawę z ogromu krzywd jakie wyrządzono Tutsi, nie mówiąc o Tutsi, którzy pamiętają. Ale problemem zdaje się niesprawiedliwość systemu edukacji. Ślepy los, jak by to powiedzieli liberałowie. Wygląda na to, że edukacja w Rwandzie nie jest darmowa, że rodzice za nią płacą, więc uczą się te dzieci, których rodzice za to płacą. Jakże więc na opłaty czesnego może sobie pozwolić marka, której mąż siedzi w więzieniu, a ją pozbawiono pracy po wojnie, bo była Hutu? Dzieci Tutsi dostają stypendia z organizacji międzynarodowej. Po 20 latach od ludobójstwa tę rozbieżność widać już wyraźnie. O ile dzieci Tutsi są pełne nadziei na przyszłość, marzą o płatnej pracy, o wyjazdach, o szczęśliwym świecie po prostu, to dzieci uwięzionych Hutu czują wielkie rozdarcie i rozpacz. Dotykają ich tytułowe 'więzy krwi'. Czują więź z rodzicami, ze swoją naznaczoną rodziną, kochają ich, a z drugiej strony doświadczają ostracyzmu społecznego. System społeczny o nich zapomniał i skazał na los biedaków. Nawet zazdrościć tym uprzywilejowanym im nie wolno, bo w sumie zdają sobie sprawę, że stypendyści przeżyli piekło.
Bardzo to wszystko smutne, tragiczne i wołające o zauważenie. Trzeba, żeby edukacja i wsparcie międzynarodowe dotyczyło większej ilości ludzi w Rwandzie. Bo tak jak jest, nie jest dobrze. Sprawiedliwość dosięgła katów, ale znów sprawiła, że nierówności społeczne i poczucie osadzenia jednej grupy społecznej, a faworyzowania innej są znów widoczne jak w czasach kolonialnych. I nie trzeba specjalisty od socjologii, żeby po lekturze tej książki stwierdzić, że taka sytuacja znów może zaowocować wojną. Oby nie.
Ale nie jest dobrze, że potomkowie Tutsi modlą się jak ten faryzeusz 'Dzięki Ci Boże, że nie jestem jak ten Hutu', a potomek Hutu, pomimo że stara się żyć uczciwie i dobrze, nie ma szans nawet na godną pracę, bo jest piętnowany jako dziecko zabójcy. Na stronie 100 Fabrice Tuyishmire, syn uwięzionego Hutu mówi 'Nie znamy przewin rodziców, a jednak ponosimy karę za wyrządzone zło. Dorastałem wśród ludzi czujących do nas niechęć'.
Zaś na stronie 221 Immaculee Feza, córka ocalałego Tutsi mówi 'Wiem, co przeżyli podczas rzezi, oni i moja starsza siostra Gigi, wstydziłabym się przedstawić rodzinie kandydata na męża z tamtej grupy etnicznej. Nie chodzi o to, że bałabym się tej osoby, ale byłby to brak szacunku dla moich bliskich.
Ten zwrot dziewczyny 'tamta grupa etniczna' mnie poraził. Pokazuje on, że Tutsi, ofiary, jakby nie było, wykopali tak ogromny dół pomiędzy nimi, a potomkami Hutu, że nie jest on do nadrobienia. Współczucie dla tych niewyedukowanych dzieci więźniów dla mnie rośnie i zdumienie, że w relacjach społecznych zawsze i wszędzie góruje niechęć i nietolerancja. Z trzeciej strony, Europejczycy nie powinni chyba wypowiadać się o tym, co jest dobre w Afryce. Wydaje mi się, że może danie różnych szans dzieciom coś by pomogło?
Na stronie 236 Tenże sam Fabrice, którego już cytowałam, mówi tak:
'Nie można wyciągnąć żadnej pożytecznej lekcji z tego rodzaju doświadczeń. Nie, żadnej lekcji, która mogłaby komukolwiek pomóc. Nauczyłem się tylko nieufności i wstydu. W porównaniu z innymi dziećmi niczego nie zyskałem'.
Smutne jest to, że i ta nasza tzw. 'cywilizowana część świata' nie nauczyła się tolerancji i humanitaryzmu. Nieufność i zamknięcie się cechuje wszystkich.Smutne, ale uświadamiające.