„Może tak bywa w filmach, ale w nie rzeczywistości. W rzeczywistości strzela się do sukinsynów i się ich zabija – nie patrzy się, czy mają broń, czy nie, czy po nią sięgają, czy nie, czy wyglądają na niebezpiecznych, czy wydają się łagodni. W ten sposób zachowuje się przy życiu siebie i swoich ludzi”.
Niezwykle rzadko mamy możliwość zajrzenia za kulisy tajnych oddziałów specjalnych i to zarówno w odniesieniu do ich działalności militarnej jak i zasad funkcjonowania, struktur, liczebności, strategii, taktyki itd… Wszystko, czy niemal wszystko objęte jest klauzulami tajności (co oczywiście jak najbardziej zrozumiałe) i większość przeprowadzonych przez nich operacji nigdy nie ujrzy światła dziennego. Wydarzenia które miały miejsce pakistańskim Abbattabadzie w nocy z 1na 2 maja 2011 roku, kiedy to oddział amerykańskich służb specjalnych SEAL Team Six przeprowadził udaną akcję likwidacji terrorysty nr 1 na świecie Osamy bin Ladena spowodował istny medialny szum i gwałtowny wzrost zainteresowania tą tematyką. Poskutkowało to tym, iż możliwe stało się uchylenie choć rąbka tajemnicy. Również w naszym kraju pojawiły się ostatnio książki dotykające bezpośrednio tego tematu: Howarda E. Wasdina, Stephena Templina „Snajper”, Chucka Pfarrera „Operacja Geroniomo”
Dziś mam w swoim ręku kolejną tego rodzaju publikację,napisaną przez Richarda Marcinko i Johna Weismana zatytułowaną „Komandos”. To historia życia i działalności wojskowej twórcy i pierwszego dowódcy osławionego już oddziału SEAL Team Six. W swojej książce Marcinko w sposób prosty, zrozumiały dla wszystkich, nie stroniąc od wulgaryzmów i wielorakich epitetów przedstawia okres swojej długoletniej ( 33 lata) służby w amerykańskiej armii. Kwiecistym, jowialnym językiem kreśli nam obraz konfliktów zbrojnych w których brał udział ( Wietnam, Kambodża, Afganistan, Bejrut), dzieli się swoimi spostrzeżeniami, osobistymi poglądami i oceną rozgrywających się wówczas wydarzeń i przeprowadzonych działań.
Opowiada o okolicznościach związanych z nieudana próbą odbicia zakładników w Iranie, które bezpośrednio wpłynęły na podjęcie decyzji o utworzeniu przez Marynarkę Wojenną swojej własnej jednostki antyterrorystycznej i powierzenia mu jej dowództwa. Ukazuje nam proces tworzenia tego elitarnego oddziału: rekrutację, mordercze szkolenie, selekcję, finansowanie, problemy natury logistycznej i wojskowej, oraz wykorzystanie go w działaniach militarnych we wszystkich niemal zakątkach świata. Wiele miejsca poświęca skomplikowanym i najczęściej nie najlepiej układającym się stosunkom ze zwierzchnikami (całą niebywale rozbudowaną wojskową biurokrację oraz jej zależności polityczne) raz po raz próbujących wchodzić w jego kompetencję, ograniczać budżet i wywierać różnorakie naciski. Trzeba dodać jednak gwoli prawdy, iż sam autor przyznaje iż nie jest osobą, bezkonfliktową i skłonną do zawierania kompromisów, co z cała pewnością nie ułatwiało tej współpracy.
Niniejsza książka w oryginale nosiła tytuł Regue Warrior, co w polskim tłumaczeniu oznacza „Niepokorny wojownik” i taki właśnie obraz komandora Richarda Marcinko wyłania się z tej lektury. Człowieka nieugiętego, całkowicie oddanego armii ( której dobro przekłada nad interesy osobiste i rodzinn), profesjonalisty , będącego w ciągłej gotowości i nie przebierającego w środkach żołnierza, nie dbającego o tzw. poprawność polityczną, wiecznie skonfliktowanego z Admiralicją, pewnego siebie, niekiedy bezczelnego i nie przebierającego w słowach. Ów temperament staje się źródłem jego wielkiej osobistej porażki i krzywdy, za którą uznać możemy z pewnością odejście z armii i proces sądowy dotyczący nieprawidłowości finansowych w dowodzonej przez niego jednostce, zakończony wyrokiem skazującym.
Natura nie znosi jednak próżni i dla ludzi o takich umiejętnościach i doświadczeniu zawsze znajdzie się miejsce. Po raz kolejny powierzone zostanie mu zadanie stworzenia specjalnego oddziału o nazwie Red Cell zajmującego się testowaniem systemów zabezpieczających: ambasady, lotniska cywilne i wojskowe, bazy morskie, okręty nuklearne i wiele innych strategicznie ważnych miejsc.
Znów będzie miał okazję nadepnąć na wiele prominentnych odcisków….
Książka i duża w tym zasługa Johna Weismana jest dobrze napisana, czasami bawi, czasami przeraża lub zmusza do przemyśleń i zrewidowania naszych dotychczasowych poglądów na wiele znanych nam spraw.
Osobną sprawą jest, na ile to o czym opowiada Richard Marcinko, znajduje odbicie w rzeczywistości, czy nie ma tam przekłamań, przejaskrawień, czy zwyczajnego rozmijania się z prawdą. Czytając książkę wyraźnie odczuwamy rozgoryczenie głównego bohatera, skrywany żal, poczucie niesprawiedliwości i niezrozumienia przyświecających mu intencji i wyższych celów. Ale to już zadanie dla historyków i specjalistów z zakresu wojskowości.
Jeśli chodzi o mnie osobiście, to mam nadzieje iż jakiś polski Richard Marcinko stoi na straży naszej obronności.
Bardzo bym sobie i nam wszystkim tego życzył…