Zastanawialiście się kiedyś jakie to uczucie, gdy siedząc za kierownicą szybkiego auta, dociskacie pedał gazu i mkniecie po jezdni jak mistrz kierownicy rodem ze „Szybkich i wściekłych”? Albo jak to jest pędzić w określonym kierunku, aby zostawić daleko w tyle wszystkie swoje problemy i zmartwienia? Właśnie za sprawą uwielbianej i kochanej Dilerki Emocji pani Agnieszce możemy nie tylko „polatać po czarnym” wraz z Tajfunem, ale także spróbować poczuć i zrozumieć czym dla kogoś mogą być wyścigi. Powiem Wam szczerze, że była to prawdziwa jazda bez trzymanki.
Autorka wprowadziła nas w świat Tomasza Pietrasa zwanego przez wszystkich Tajfunem, mężczyzny, który zdecydowanie kocha to, co robi. Posiada swój wymarzony warsztat samochodowy, gdzie od rana do wieczora spędza czas. W wolnym zaś czasie, wraz z najbliższymi przyjaciółmi Piorunem i Błyskiem, bierze udział w wyścigach i to bez wątpienia nie do końca legalnych. Każdy z tej trójki szuka w tej rywalizacji swojego rodzaju ukojenia i swoistej wolności od bólu rozrywającego serce na strzępy. Zapomnienia choćby na chwilę, kim są i o ścigających ich demonach z przeszłości. Na torze są pędzącą jednostką zmierzającą po jedyną wygraną i nic innego w tym momencie nie ma znaczenia. Pewnego wieczoru na drodze Tomka staje fioletowy skrzat — młoda zagubiona dziewczyna imieniem Patrycja, która przez kolejne życiowe zawirowania nie ma aktualnie dachu nad głową. Gdy po upływie kilku dni ich drogi ponownie się krzyżują, a sytuacja dziewczyny wcale nie ulega zmianie, Tomek, zaskakując samego siebie, proponuje jej pomoc. Choć początkowo ich relacja ewidentnie nie układa się wzorowo i kolorowo, to jednak tej dwójce udaje się znaleźć wspólny język. Najgorsze jest jednak to, że żadne z nich nie ma świadomości, że ta znajomość przyniesie dla nich obojga same kłopoty…..
Choć o twórczości Pani Agnieszki słyszałam już niejedno i to oczywiście tylko w pozytywnym znaczeniu, dodatkowo pomijając fakt, iż moja babcia jest jej ogromną fanką, to ja spotykam się z nią dopiero po raz drugi. I absolutnie nie dziwi mnie określenie Dilerki Emocji, ba uważam je za jak najbardziej trafne i adekwatne do serwowanych treści. Emocje gwarantowane a styl i pióro autorki jeszcze bardziej je odsłaniają i wzmacniają. „Tajfun” mimo „spokojnej i niby banalnej” otoczki zawiera w sobie niesamowity ogrom trudnych rodzinnych relacji, traumatycznych przejść, walki ze samym sobą, ze wspomnieniami, z akceptacją rodziców, ale także przyglądamy się prawdziwej przyjaźni, oddaniu, kiełkującemu pięknemu uczuciu między dwójką fajnych i pokiereszowanych przez życie bohaterów. On mężczyzna, który nie może sobie wybaczyć. Ona dziewczyna, która szuka, chociaż odrobiny wsparcia i poczucia bezpieczeństwa. Och jak ja lubię właśnie takich bohaterów, wykreowana postać Tomka bardzo przypadła mi do gustu, ale niesamowicie ciekawią mnie również jego najlepsi przyjaciele. Ponadto, a może bardziej pasowałoby określenie przede wszystkim, historia ta opowiada o depresji, chorobie, której nie widać na pierwszy rzut oka, z resztą na drugi czy trzeci rzut również nie. Niby każdy doskonale wie, czym jest, ale czy rzeczywiście tak każdy ją doskonale zna?! Pozostawiam Wam to do przemyślenia. To była kolejna świetna czytelnicza przygoda i nie mogę się doczekać kolejnych tomów serii. Oczywiście, polecam.
Za możliwość poznania Tomka i Patrycji bardzo dziękuję Wydawnictwu JakBook.