"Nie wiem, czy jest jakiś uniwersalny sekret osiągnięcia szczęścia, może to cała lista sekretów... ale jedno ci powiem. Pierwszy sekret szczęścia to emocjonalna niezależność. Wiesz, co mam na myśli? Nie możemy oczekiwać, że szczęście da ci druga osoba, albo, że ona uczyni cię szczęśliwą. Nie możesz nawet oczekiwać, że pozwoli ci być szczęśliwać, jakbyś musiała prosić o pozwolenie czy coś. Trzeba swoje szczęście stworzyć samemu, w środku, i nie pozwolić, by ktokolwiek je tknął albo odebrał."
Dziś kilka słów o "Siódmym sekrecie szczęścia" Sharon Owens. Nie jest to ksiażka, należąca do nowości, mogliście spotkać się z nią już jakiś czas temu, jednak prezentuję ją wam dziś ze względu na to, że kilkanaście dni temu Książnica wznowiła jej wydanie w rozmiarze "Do torebki" i to nowe, mniejsze wydanie trafiło do czytelników. Osobiście uważam, że to naprawdę trafiony pomysł, ponieważ dzięki temu pozycję tę można zabrać naprawdę wszędzie i nie zajmuje dużo miejsca. A jest to książka zdecydowanie warta przeczytania. Kto czytał, ten wie, a kto nie czytał, niech koniecznie się nią zainteresuje. No, ale do rzeczy...
We wstępie kilka słów o autorce, ponieważ dla wielu z pewnością nie jest osobą znaną. Sharon Owens urodziła się w Omagh w Irlandii Północnej w 1968 roku. Mając 20 lat przeprowadziła się do Belfastu i rozpoczęła studia graficzne w tamtejszym Art College. W 1992 roku wyszła za mąż, aktualnie jest nie tylko szczęśliwą mężatką, ale i matką. Sukces literacki odniosła naprawdę szybko. Jej debiut pt. "Herbaciarnia pod Morwami" błyskawicznie trafił na sam szczyt światowych list bestsellerów. Od tamtej pory na listy te trafiają wszystkie pozycje, które tylko wyjdą spod jej pióra, a jej książki tłumaczone są na kilkadziesiąt języków oraz podbijają serca czytelniczek na całym świecie.
"Siódmy sekret szczęścia" to sympatyczna powieść kobieca, opowiadająca o miłości i przyjaźni, w której nie brakuje tragedii i rodzinnych dramatów. Główną bohaterką utworu jest około trzydziestoletnia Ruby, którą w Wigilijny wieczór spotyka ogromna tragedia - w wypadku samochodowym ginie Jonathan, jej mąż. Nie mogąc pogodzić się ze stratą, Ruby przechodzi potężny kryzys i gdyby nie przyjaciółka Jasmine, pewnie nie poradziłaby sobie z nim tak dobrze. W obliczu samotności Ruby decyduje się na szalony krok. Sprzedaje dom i kupuje butik z niewielkim mieszkankem nad sklepem. Głównym elementem sklepowej wystawy jest siedem kolorowych kopertówek, które Ruby szyje własnoręcznie, aby uporać się ze stratą Jonathana, a które stają się kolejnymi symbolami sekretów odzyskiwanego przez Ruby szczęścia.
To, co uderza mnie w tej powieści, to przede wszystkim fakt, że pełna jest ona "psychologizowania". I choć autorka wprost nie snuje rozmyślań, to kreuje bohaterów oraz ich świat na świat dość problematyczny. Rola czytelnika, podczas lektury powieści, nie ogranicza się więc tylko do czytania świetnej książki dla kobiet o wciągajacej akcji. Autorka ukazując problemy z jakimi musi mierzyć się Ruby, jej matka, ojciec, nabywcy torebek, a nawet z pozoru głupiutka Jasmine naprawdę prowokuje czytelnika do myślenia, zadumy. Mamy więc wątek depresji, straty, opuszczenia. Nieudane małżeństwo, niezrealizowane marzenia, przemoc, samotność, poszukiwanie sensu i miłości, pozorna niezdolność do tej miłości i wiele, wiele innych.
Czytając inne recenzje na temat tego utworu wielokrotnie natknęłam się z faktem, że wielu recenzentów przyczepia jej etykietkę "babskie czytadło o miłości podszyte optymizmem, przewidywalne... właściwie nic specjalnego". Nie sposób zgodzić się z tym twierdzeniem. Jak dla mnie, Sharon Owens napisała powieść z podwójnym dnem, podszytą prowokacją do zadumy nad naprawdę dużymi problemami, które otaczają każdego z nas, a których wielu ludzi za problemy nie uważa, lub przechodzi obok nich obojętnie. A one narastają i narastają. Nawarstwiają się i wybuchają, dokładnie tak, jak opisuje to autorka w utworze między innymi na przykładzie rodziców Ruby.
Podsumowując, bo mogłabym o tej książce pisać i pisać, "Siódmy sekret szczęścia" to powieść nie banalna, naprawdę treściwa, a przede wszystkim prowokując do myślenia. Nie jest to kolejne babskie czytadło po które sięga się dla zabicia czasu. A jeśli nawet sięga się po nią w takim celu, to nie sposób uniknąć wtedy przyjemnego "rozczarowania", ponieważ to naprawdę świetna powieść kobieca i naprawdę nie potrafię zrozumieć jej krytyki. Ciepła ksiażka, podszyta dawką optymizmu i napisana naprawdę dobrym, wyszlifowanym językiem. Polecam ją z czystym sercem i zachęcam do lektury. Mnie urzekła.