"Miałam w miarę poukładane życie. Może nie było ono zbyt ekscytujące, ale byłam szczęśliwa na swój sposób. W końcu odzyskałam równowagę psychiczną. Miałam firmę [...], moje dziecko, miałam faceta, którego może nie kochałam, ale przy którym czułam się bezpieczna. Wtedy zjawiłeś się ty i zapanował chaos w moim życiu, w moim sercu."
Dziś mam przyjemność przedstawić wam pozycję pt. "Historia pewnego związku", której recenzja ma być zapowiedzią kontynuacji tego utworu, to jest "Historii pewnej niewierności", która ukazała się ostatnim czasem nakładem wydawnictwa Prozami.
Książka, do której przyznam szczerze, podchodziłam na początku dość sceptycznie, ponieważ opis z tyłu okładki wydał mi się nieco banalny. I może dobrze, że takie miałam nastawienie do tego utworu, ponieważ dzięki niemu mogłam przeżyć naprawdę przyjemne zaskoczenie. A po lekturze powieści mam w głowie jedno główne przemyślenie: Dlaczego ja tak bardzo nie doceniam polskich autorów, skoro w moje ręce trafia kolejna świetna powieść świetnej POLSKIEJ autorki?
I może od kilku informacji o autorce zacznę. Danka Braun to pseudonim literacki, który wybrała sobie autorka, mówiąca o sobie samej, że jest wieczną dwudziestolatką. I choć mentalnie dwudziestolatką faktycznie może się czuć, to aktualnie jest szczęśliwą żoną i matką. Uwielbia czytać, oglądać „Gotowe na wszystko”, rozwiązywać krzyżówki. Prasuje męskie koszule i oblicza podatki (prowadzi z mężem biuro rachunkowe). Pomiędzy codziennymi czynnościami znajduje czas na pisanie. Urodziła się w Olkuszu, lecz od lat mieszka w Krakowie. W ubiegłym wieku ukończyła Wydział Prawa i Administracji na UJ.
"Historia pewnego związku" to powieść oscylująca na granicy obyczajówki, a powieści erotycznej. I choć ostatnio na półkach spotkać można ogromną liczbę tych drugich, to Danka Braun wydała swój utwór przed całym tym "erotycznym" szałem. I może dobrze, ponieważ dzięki temu nikt nie posądzi ją o pisanie "bo taka moda", a można powiedzieć to o wielu współczesnych autorach.
Przechodząc jednak do rzeczy... Książka jest historią dwójki młodych ludzi, którym dane było poznać się w czasach licealnych. Ona, przeciętna z wyglądu, pożądna z charakteru. On, bożyszcze nastolatek prowadzące dość rozwiązły tryb życia mimo potężnego geniuszu umysłowego. W młodości dane im było spotykać się kilka miesięcy. Potem Robert wyjechał. I kiedy Renata zdąrzyła poukładać sobie życie, to znaczy odchować synka, założyć własną firmę i rozejrzeć się za potencjalnym kandydatem na ojca Krzysia, w jej poukładane życie znów wkracza tajfun, w dodatku nadal tak samo przystojny. Nadal tak samo mądry, arogancki. I właściwie w Robercie nie wiele od czasów młodości się zmieniło. No, może poza jednym drobnym faktem. Wtedy to on nie chciał Renaty. Teraz to ona ma swoje życie, w którym dla niego nie ma zbyt wiele miejsca...
Jak możecie sie domyślać, ponowne starcie tych dwóch, jakże wyraźnych osobowości, nie może przebiec spokojnie. Zaczyna się ścieranie charakterów, burza hormonów i namiętności. Uczuciowe wzloty i upadki. Ale co wtedy, gdy okarze się, że romans sprzed lat wcale nie pozostał taki bezowocny?
Cóż, więcej zdradzić wam nie mogę. Mogę natomiast powiedzieć jedno. Po lekturze tego utworu naprawdę długo zastanawiałam się nad tym, co takiego ma w sobie ta książka, że nie można się od niej oderwać (i nie jest to tylko moje zdanie). Od strony językowej jest to utwór naprawdę bez zarzutu. Fabuła... cóż, nie jest to historia, która powala, ale z pewnością nie można nazwać jej banalną. I ze względu na to, początkowo chciałam napisać o niej: całkiem niezła powieść o miłości. Ale jakże potwornie bym wtedy skłamała!
Na zakończenie, wyznam, że nie potrafię jeszcze powiedzieć, w czym tkwi geniusz Danki Braun, ale wiem na te chwilę jedno: już, teraz, zaraz, zabieram się za drugą część sagi. Te książki wciągają.