Mam dzisiaj dla Was coś zupełnie innego niż mafijne porachunki czy biurowe romanse, przychodzę do Was z historią skomplikowanego uczucia między dwójką intrygujących i charakternych młodych osób. To po prostu książka o życiu, które nie zawsze bywa słodkie i kolorowe, a dodatkowo to kolejny polski debiut na naszym rynku czytelniczym, a czy okazał się on udany? No cóż …… zapraszam na krótką recenzję.
Nasza opowieść zaczyna się bardzo niewinnie, poznajemy młodziutką Melissę Turner, angielkę, która rozpoczyna studia w Nowym Jorku ze względu na swojego chłopaka Christophera. To dla niego postanowiła opuścić nie tylko swoje rodzinne miasto, ale również i kontynent. Jednak nowa rzeczywistość nie jest wcale dla Mel szczęśliwa. Chris nagle i bez ostrzeżenia informuje ją, że poznał kogoś innego i nie chce być dłużej jej chłopakiem. Melissa początkowo czuje się fatalnie, jest zdruzgotana i zagubiona. Chris zawsze był przy niej, od najmłodszych lat stanowił integralny element jej życia, jako najlepszy przyjaciel, powiernik, kompan i ukochany — to przez niego zaryzykowała i zostawiła wszystko za sobą. Ogromna pustka zalała jej serce i duszę, a rozpacz i rozgoryczenie wzięły nad nią górę. Za namową współlokatorki, jedynej osoby, z którą Melissa załapała jakiś bliższy kontakt, wybrała się na imprezę do studenckiego bractwa, gdzie poznała grupkę przyjaciół z Irlandii i JEGO — Noela Hamiltona — prawdziwego dupka, który na każdym kroku ją drażni i irytuje, a mimo to nagminnie nawiedza jej myśli. Czy dzięki nowym znajomościom Mel „wyleczy” się ze złamanego serca? Czy rzeczywiście miłość i nienawiść dzieli bardzo cienka linia? A może to właśnie wkurzający Noel okaże się mężczyzną jej życia? Co jeszcze przydarzy się bohaterom i jakie dylematy przyjdzie im rozwiązać?
Oczywiście moje kochane moliki po odpowiedzi na te i inne pytania odsyłam do całego tekstu. „Can’t let go” to nie tylko fajna i lekka historia o młodych ludziach, których połączyła nie tylko miłość, ale także niesamowita chemia, która mimo upływu lat wcale nie osłabła. Mel i Noel to nietuzinkowe postacie, które nie da się nie lubić. Moją czytelniczą sympatię całkowicie zdobył Hamilton, chociaż w ostatnich rozdziałach miałam ochotę go bezceremonialnie udusić. Jednak żadne z nich nie jest idealnie kryształowe i pozbawione wad, popełniają błędy jak każdy, dzięki temu są bardziej prawdziwi i naturalni. Nie dajmy się jednak zwieść, że autorka opowiedziała tylko perypetie grupki studentów, pod tą otoczką romansu z motywem hate-love, ukryta jest słodko-gorzka opowieść o trudnych wyborach, popełnianych błędach, próbach wybaczenia i zrozumienia, o braku wsparcia ze strony rodziny, o trudnej przeszłości, ale też o sile przyjaźni i miłości, a wszystko to spisane w przyjemny i lekki sposób. Przyznaje się bez bicia, absolutnie nie spodziewałam się takiej lektury, jestem nią zaskoczona i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jestem pewna, że sięgając po nią, spędzicie z nią świetnie czas, a autorce serdecznie gratuluję udanego debiutu. Szczerze polecam.
Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję autorce oraz Wydawnictwu NieZwykłemu.