Od razu po przeczytaniu księgi I „Pustynnej Włóczni” Petera V. Bretta, wzięłam się za jej kontynuację. Książka zaczyna się w dość losowym momencie, gdyż nasz rodzimy wydawca postanowił podzielić oryginalny tom na dwie części. Z jednej strony zabieg ten jednak ma pewien użytek, jako że obie księgi razem liczą sobie około 1200 stron. Z drugiej natomiast płacimy podwójną cenę w praktyce za jedną historię. Ale za to jaką!
Ahmann Jardir, Shar'Dama'Ka, wiedzie Krasję na Północ w celu zjednoczenia wszystkich nacji w wojnie z alagai, Otchłańcami. Zaskoczeni przez wrogą armię Rizończycy oddają fort bez walki, a samozwańczy Wybawiciel tworzy z niego bazę wypadową dla swej ogromnej armii. Brutalni wojownicy gwałcą wychowane w zupełnie innej kulturze kobiety, chcąc pokazać im ich miejsce, a pozostali mieszkańcy miasta i okolicznych wsi zmuszani są do chwycenia za broń i nauki walki. Jardir i jego armia chwilowo odpoczywają w Lennie Everama, które jest wyjątkowo blisko Zakątka Wybawiciela, zwanego niegdyś Zakątkiem Drwali...
Naznaczony, który za wszelką cenę nie chce, by widziano w nim Wybawiciela, stara się rozprowadzić po Thesie starożytne runy wojenne i obudzić w ludziach chęć do walki, z zarówno przeciwko Otchłańcom, jak i najeźdźcom, którzy z pewnością nie zabawią długo bezczynnie. Jednocześnie, Leesha i Rojer spotykają się z przedstawicielstwem Krasji, widząc całkiem ludzkie oblicze Jardira. Zielarka zauważa swoją szansę na zakończenie bezsensownych wojen i obronę bliskich jej ludzi.
Autor brawurowo prowadzi akcję, zazębiając ze sobą historie ośmiu postaci, tych znanych nam już wcześniej oraz paru nowych – Renny, dawniej przyrzeczonej Arlenowi, dziewczynie z Potoku Tibbeta, oraz bardzo tajemniczej postaci Alagai Ka, króla Otchłańców, demona umysłu, który potajemnie obserwuje obu potencjalnych Wybawicieli, knując plany ich zniszczenia. Brett wspominał o nich wcześniej, ale dopiero w tej księdze mamy rozwinięcie tych dwóch wątków.
Mimo takiego natłoku głównych bohaterów, nadal są oni wielowarstwowi, lecz tym razem widzimy ich od innej strony. Naznaczony mimo pewnych namacalnych oznak utraty człowieczeństwa, jest bardziej ludzki niż w poprzedniej księdze, potrafi żyć, a nie tylko walczyć. Roznoszą go wręcz emocje, co jest miłą odmianą po jego bezosobowym i bezuczuciowym okresie po zdradzie przyjaciela. Na rozdziały z nim związane czeka się najbardziej, gdyż w większości to one napędzają tempo akcji. Z drugiej strony, dla odmiany, hamują je części o Shar'Dama'Ka. Jardir z brutalnego wojownika, staje się pokorny, ale zarazem uparty w dążeniu do zaspokojenia pożądania, zamiast na walce skupiając się na kobiecie. Można wręcz powiedzieć, że w tej księdze ci dwaj główni bohaterowie zamienili się miejscami, natomiast reszta postaci próbuje się do tych zmian dostosować. Czytelnik może się przez to czuć nieswojo, jednak nie umniejsza to w żadnej części świetności książki.
Pomimo ponad 600 stron powieść czyta się bardzo szybko, nawet szybciej niż jej poprzedniczkę. Trzeba przyznać, że chociaż obie księgi to tak naprawdę jedna całość, w tej nastrój nieco, ale nadal zauważalnie, się zmienia. Może to dlatego że nie ma już pustynnej atmosfery Krasji i akcja toczy się w zielonych krainach, w znanych z „Malowanego Człowieka” miejscach. Autor zmniejszył również ilość opisów walki, mamy za to więcej widoków ludzi i ich emocji oraz zwyczajów.
Oceniając „Pustynną Włócznię” jako jedną książkę, mogę tylko podkreślić, że mamy do czynienia z bardzo dobrym kawałkiem literatury. Chociaż Fabryka Słów w dość niepochlebnych słowach jest komentowana za podział serii, nie można zaprzeczyć, że w innych aspektach wydawania książek osiągnęła swoisty kunszt. Okładki na półce wyglądają klimatycznie i jednolicie, a grafiki na stronach powieści cieszą oko czytelnika i są z pewnością miłym dodatkiem do treści. Jedyną wadą „Pustynnej Włóczni” jest to, że na kolejną część trzeba czekać co najmniej do 2012 roku. Na pewno będzie warto, bo historia ta może mieć wiele zakończeń, a autor jeszcze nie raz nas zaskoczy.