Jak tylko zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach wydawnictwa „Młody book” to od razu wiedziałam, że na pewno mi się spodoba. I nie pomyliłam się!
Wiadomość o samobójstwie kolegi ze szkoły Hadley, Archera, budzi u dziewczyny wstrząs. Nie znała go zbyt dobrze, ale czuje, że mogła mu pomóc. Na pogrzebie chłopaka spotyka mężczyznę, który przedstawia się jako Śmierć. Proponuje on jej układ mogący zapobiec samobójstwu Archera. Kiedy Hadley przystaje na warunki przenosi się w przeszłość, gdzie szybko się okazuje, że zadanie jest trudniejsze, niż myślała.
Już sam ten opis wystarczył, by zaintrygować mnie na maksa. Do tego jeszcze ta okładka, która według mnie jest must have dla srok okładkowych! Wracając jednak do opisu – bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę. Samo wykonanie też jest niczego sobie. „W 27 dni” jest świetnie napisane, powieść nie daje się tak łatwo odłożyć, od pierwszej strony hipnotyzuje czytelnika. Autorka posługuje się prostym językiem (czyli dobrze), nie tworzyła długich, obszernych rozdziałów (też dobrze), a ilość dialogów i opisów jest w idealnym stosunku (dobrze, i to bardzo!). Nie ma momentu, że akcja przez nadmiar opisów zwalnia do niebezpiecznie niskiej prędkości, o nie! Wręcz przeciwnie – dosłownie nie mogłam się oderwać od czytania! Wciągnęła mnie na tyle, że skończyłam książkę w trzy dni, czyli na swój sposób szybko. Czemu na swój sposób? Bo to jedna z książek, które jednocześnie chce się szybko skończyć i nie chce się skończyć czytać. Chce, bo interesuje czytelnika, a nie chce, bo chciałoby się zostać w świecie wykreowanym przez autorkę dłużej.
No ale zakończenie tak czy inaczej musi nadejść. To przedstawione w książce jest na swój sposób przewidywalne, a na inny nie. To, jak potoczy się kilka wątków, zgadłam już w połowie „W 27 dni”, ale reszta była dla mnie totalną niespodzianką.
Rzadko zdarza się, żebym aż tak polubiła głównego bohatera. Tym rzadziej, jeśli jest to dziewczyna. Jednak tej z „W 27 dni” udało się tego dokonać. Bardzo ją polubiłam, wzbudziła moją niemałą sympatię, tak samo zresztą jak Acher. No i jego rodzinę. Z niej to polubiłam dosłownie każdego!
Zgadując po opisie książki można spodziewać się poruszania tematów związanych ze śmiercią i samobójstwem. Owszem, pojawiają się w powieści, ale nie wiodą one prymu. Książka jest przede wszystkim o poczuciu samotności. I to kilku jego typach. Mowa o tej wśród tłumu ludzi, jak i tej, gdy nie ma do kogo zgłosić się o pomoc. Nie brakuje też sposobów jak różne osoby sobie z nią radzą.
Czy polecam książkę? No pewnie! Mnie oczarowała od pierwszej strony. Mam nadzieję, że Ciebie też porwie.
PS – tylko nie czytajcie jej z pustym żołądkiem, bo opisy jedzenia pobudzają apetyt na tyle, że ślinka leci. Sama musiałam kilka razy przerwać czytanie po to, by iść do lodówki!