„Śluby milczenia” autorstwa Karoliny Skiendziel, stanowi historię, w której króluje broń, przemoc, narkotyki, nielegalny handel oraz śmierć. Nie wiem czy wiecie jest to debiut tej autorki, który tak samo jak „Morderstwo na kempingu” miło mnie zaskoczył.
Cześć, jestem Olga - dziewczyna szefa mafii. Razem z moim lubym planowaliśmy wyjazd na Dominikanę, jednak dzień przed wyjazdem, Michał wyjeżdża by załatwić pilną sprawę. Niestety w czasie jego nieobecność zostaję brutalnie zaatakowana i zgwałcona przez jego najlepszego kumpla. Te wydarzenia doprowadzają mnie do sytuacji, w której po raz pierwszy zabiłam drugiego człowieka. Przez strach przed Michałem postanawiam uciec z kraju - dzięki pomocy mojej przyjaciółki trafiam do klasztoru w Berlinie, gdzie zamierzam schować się przed wysłannikami mojego mężczyzny. Niestety nie wiem, że to dopiero początek moich kłopotów, ponieważ przebywające tutaj zakonnice - pod przykrywką dobroczynności - wyłudzają od innych znaczne sumy pieniędzy...
Jak już Wam kiedyś wspominałam, do książek z tematyką mafijną podchodzę bardzo ostrożnie - nie lubię powielania schematów, a w takich powieściach trafiam na nie zbyt często... Do sięgnięcia po ten tytuł skusiła mnie okładka, która idealnie wpasowuje się w klimat fabuły. No sami powiedzcie, czy kobieta na okładce ze wściekłym spojrzeniem oraz zatkanymi ustami nie zapowiada nam książki pełnej akcji?
Dobra, wracamy do fabuły, bo to ją mam ocenić, a nie szatę graficzną... Niestety początek przez swoją wulgarność nie zachęcił mnie do czytania - ja wiem, że świat mafii rządzi się swoimi prawami, jednak czasami potrzebuję odpoczynku od lektury, w których brzydkich wyrazów jest odrobinę za dużo. Dlatego też musiałam odłożyć ten tytuł na kilka dni... Kiedy zebrałam się w sobie znów zaczęłam czytać i w momencie pojawienia się Olgi w klastrze wkręciłam się w zupełności w fabułę - od tego fragmentu w „Ślubach milczenia” zaczyna się dziać coraz więcej.
Chyba teraz czas opowiedzieć trochę o akcji, prawda? Jak już wspomniałam, w tytule tym sporo się dzieje, jednak w połowie lektury coś zaczęło się psuć - fabuła raz pędziła jak z bicza strzelił, a raz niestety się wlokła, jednak rozumiem (chyba) dlaczego autorka to zrobiła... Dzięki tym „postojom” byłam w stanie lepiej poznać bohaterów oraz ich otoczenie. Pani Karolina wykreowała ciekawe postacie, które wnosiły coś do fabuły, jedną z takich osób jest Erwin, którego pojawienie nadało pewnego dynamizmu całej powieści.
W mojej recenzji nie mogło zabraknąć kilka słów na temat zakończenia i tutaj niestety mam pewien dylemat... Nie wiem czy powinnam być zła na autorkę, czy jednak pogratulować tak dobrze poprowadzonego finału. Nie będę ukrywać, że liczyłam na happy end... Jestem na siebie zła, jak mogłam być tak naiwna, ale również jestem zła na panią Karolinę - ja się pytam gdzie jest druga część?! Muszę koniecznie dowiedzieć się czy jedna postać przeżyje! Kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, mimo, że „Śluby milczenia” nie są zakwalifikowane do gatunku kryminał, to znajdziecie tutaj bohaterów, którzy na początku wydają się dobrzy, a dopiero pod koniec pokazują swoje prawdziwe oblicze...
Czy książkę polecam? Jest to bardzo dobry debiut, któremu dałabym piątkę z malutkim minusikiem. Pani Karolina ma dobry styl pisania, może początkowe rozdziały bardzo mnie męczyły, to jednak nie żałuję, że dałam temu tytułowi kolejną szansę. Skiendziel poruszyła bardzo ciekawy motyw - handel ludźmi oraz oszukiwanie innych w celu pobrania od nich pieniędzy, nie sądziłam, że ludzie są aż tak naiwni...