Gdy tylko skończyłam czytać „Prowincję pełną marzeń”, praktycznie od razu wzięłam się za czytanie kolejnej części prowincjonalnego tryptyku Katarzyny Enerlich. Pierwsza część tak mnie urzekła, że koniecznie musiałam poznać dalsze losy Ludmiły.
Trudno jest jednak napisać, o czym jest część druga tak, żeby nie zdradzić zakończenia części pierwszej. Wątpię, czy znalazł by się wśród Was ktoś, kto chciałby znać zakończenie książki wcześniej jej nie czytając, ja sama nie lubię czytać recenzji ze spoilerami. Jednak „Prowincja pełna marzeń” nie kończy się jednoznacznie, w głowie czytelnika pojawia się pełno pytań bez odpowiedzi. „Prowincja pełna gwiazd” w dużej mierze odpowiada na te pytania. Ale kto przeczytał część pierwszą i ma nadzieję na to, że głównej bohaterki już nic nadzwyczajnego nie spotka, to jest w błędzie. Bo życie zawsze nie do końca układa się tak, jak tego chcemy. Ludka odkrywa nagle tajemnicę swojego pochodzenia i miejsca, które są z tym pochodzeniem związane, bowiem decyduje się na podróż, aby dowiedzieć się więcej na temat swojego ojca i krewnych. Przyjdzie jej się również zmierzyć ze śmiercią bliskiej osoby… Nic w życiu nie jest idealne i życie Ludmiły też takie nie jest.
Z bohaterami „Prowincji pełnej gwiazd” czytelnicy spotkali się już w części pierwszej. I może druga część nie jest już tak pełna wydarzeń jak pierwsza, to i tak wciągnie tych, którzy pokochali Ludmiłę. Bez wątpienia więcej jest jednak tutaj jej własnych przemyśleń – zarówno na temat życia ogólnie, jak i miłości, przyjaźni, własnego pochodzenia. Bo Ludka odkryje tajemnicę, którą tak naprawdę nie jest pewna, czy chciałaby znać. Wiele można z tej książki dzięki temu wyciągnąć i samemu zastanowić się nad otaczającym nas światem.
Więcej jest również w tej książce Mazur. Mazur pokazanych w cudownych opisach, które zakwitają w naszej wyobraźni jak żywe. Kasia Enerlich ze zwykłej drewnianej, opuszczonej chaty potrafi zrobić coś pięknego, wartego obejrzenia, przystanięcia na chwilę, zastanowienia się. Mam ochotę po tej książce sama wybrać się na Mazury szlakiem Ludmiły i Katarzyny Enerlich – przejść się uliczkami Mrągowa, o których mowa w powieści, usiąść i odpocząć nad Jeziorem Czos, zrobić wycieczkę po okolicznych wsiach – poczuć ten zapach i pokochać Mazury, tak jak kocha je autorka i jej główna bohaterka. To byłaby cudowna wycieczka.
A poza tym tak jak w części pierwszej, przeplata się tutaj nasza polska historia z historią Niemiec i dawnych Prus Wschodnich. Chociaż bez wątpienia najważniejsza jest tutaj miłość, w myśl słów pruskiej hrabiny Doenhoff: „Być może jest to największy rodzaj miłości – kochać, nie posiadając.”
Może i „Prowincja pełna gwiazd” nie jest tak bardzo wciągająca w wydarzenia, zawirowania życiowe głównej bohaterki, ale kto przeczytał pierwszą część prowincjonalnego tryptyku, przeczyta i kolejną. Bo będzie ciekaw dalszych losów znanych już bohaterów, ciekaw tego, jak się to wszystko skończy. Historia jest niesamowita tak samo, jak niesamowita jest magia Mazur w tej książce – przeczytać ją muszą koniecznie szczególnie ci, którzy Mazury kochają. A kto przeczyta część drugą, będzie czekał z niecierpliwością na trzecią.
[
http://mojeczytadla.blogspot.com/2012/07/prowincja-pena-gwiazd.html]