Są takie schorzenia, kiedy współczesna medycyna nie daje rady. Życzliwi mówią, że to stres, inni zaś otwarcie wspominają o chorobach psychosomatycznych. Istnieją takie choroby, na które nie wynaleziono tabletek, bądź nawet, naukowcy podważają ich istnienie. Szukamy wówczas złotych rad w Internecie, próbując odnaleźć rozwiązanie problemu, lecz zapominamy o jednym. Czasami odpowiedź jest w nas, w tym co przeżywamy, w emocjach, z którymi nie potrafimy sobie radzić.
„Duchowość ciała” autorstwa Alexandra Lowena to przewodnik po nas samych, energetyce, uczuciach i duchowości. Jednak proszę nie traktować tego jako podręcznika z dziedziny religijności. Lowen w swoich wielu książkach pisze prawdę o ludziach, o tym, jak trudno nam jest wytłumaczyć niektóre zachowania i że każdy z nas ma inny mechanizm obronny.
To podręcznik, do którego każdy z nas czytelników, powinien wracać, co jakiś czas i losować odpowiednie ćwiczenie, bo właśnie w każdym rozdziale pojawiają się nowe zagadnienia. W „Duchowości ciała” Lowen skupia się głównie na: duchowości i gracji; pojęciu energii; oddychaniu; wdzięcznym ciele: utracie gracji; odczuwanie i uczucia; seksualności i duchowości; uziemieniu; strukturalnej dynamice ciała; twarzą do światła; spokój umysłu; miłość a wiara; serdeczności umysłu.
Jak część z Was wie, fascynuje mnie joga - właśnie na każdej praktyce w studiu jogi, wykonujemy tak zwany „body-scan”, skupiając się na tym, jak czujemy własne ciało. Dopiero po przeczytaniu książki zrozumiałam, po co to jest. Nauczyciel zadaje nam pytania:
Ile przestrzeni zajmuje twoje ciało? Jest małe czy duże? Ma kształt czy nie potrafisz określić jego granic? Jest miękkie czy twarde?
Jak się okazuje, od tego jak czujemy się w przestrzeni, jak odczuwamy własne ciało, zależy umiejętność rozpoznania kumulujących się w nich napięć, ale także rozumienia emocji. Czy wiecie jakie znaczenie dla zdrowia mają uczucia, odwaga, szacunek do siebie i innych?
Joga jest takim rodzajem „ćwiczeń”, który rusza i ciało, i umysł. W książce Lowena jest tyle wiedzy dotyczących napięć, a niektóre z nich, nawet pochodzą z tego, co przeszliśmy. Wielkim zaskoczeniem była dla mnie informacja, że ludzie z depresją, którzy nie czują się dobrze na ziemi, znaczy się nie są ugruntowani, nie potrafią podnieść tylko jednego palca u nogi, a ćwiczenia uziemiające obniżają ciśnienie krwi. Już w poprzednich recenzjach pisałam Wam, że depresja to taki dementor, który wysysa nas od środka i ów potwierdzenie tezy znalazłam u Lowena. Zapadamy się w sobie, zamykamy, tracimy grunt pod nogami oraz poczucie własnego ciała. Jesteśmy takim społeczeństwem, że w głównej mierze żyjemy we wstydzie, ukróca nam się emocje, seksualność. Początkowo od dziecka zabrania nam się płakać, dotykać, najlepiej jakbyśmy byli cicho i zajęli się sobą.
A zdawaliście sobie sprawę, że nieprawidłowe funkcjonowanie jelit, to słynne IBS, jest związane z brakiem możliwości wypłakania się – właśnie tam kumulujemy swój bunt, złość i bezradność? A gniew potrafi ściskać nam gardło, napinać mięsnie szyi do tego stopnia, że trudno nam kręcić swobodnie głową na boki, a czasem nawet przez to mamy problemy z krtanią i mówieniem?
Czy wiedzieliście, że nasze ciało jest nie zawsze świadome? W książce Lowena jest wiele o świadomym chodzeniu czy oddychaniu i dopiero wtedy, gdy przyłapałam się jak płytko i nierównomiernie oddycham, zdałam sobie sprawę, jak autor ma rację. Jak ma czuć spokój ducha, gdy sam oddech przy swobodnym czytaniu sprawia mi problem?
Czy mieliście świadomość, że sama postawa naszego ciała zdradza, jakie przeżywamy emocje? I nie tylko te „tu i teraz”, ale te kumulowane przez lata…
Ta książka to jedna wielka ciekawostka, do której będę wracać, aby bardziej zagłębić się w konkrety temat, wykonać te ćwiczenia i raz za razem odkrywać siebie na nowo. Jest mi mało, czuję, że aby mieć pełen obraz oraz uczestniczyć w tym „świadomym” rozwoju powinnam zapoznać się z resztą publikacji pana Lowena. Nawet jeśli niektóre kontrowersyjne tematy, zwłaszcza o naszej seksualności, mnie przerastają.
Serdecznie polecam Wam „Duchowość ciała”, abyście spędzili czas sami ze sobą, odpowiedzieli sobie na nurtujące pytania i być może polubili bardziej, bo przecież warto kochać „własne ja”.
Życzę Wam książkowych uniesień!