"Być może tak miało być (...) Ale przetrwamy".
Literatura fantasy to gatunek po który sięgam stosunkowo rzadko w porównaniu z innymi rodzajami prozy. Jeśli jednak już zabieram się za taką książkę, to nastawiam się na uczestniczenie w spektaklu, w którym wyobraźnia autora kreuje świat niczym nieograniczonych możliwości. Świat, w którym wszystko jest możliwe. Do takiego właśnie miejsca zabrał mnie pierwszy tom, dobrze zapowiadającej się serii fantastycznej, będącym debiutem literackim.
Viktoria Armstrong to ukrywająca się pod pseudonimem, polsko-amerykańska pisarka, będąca z wykształcenia i z zamiłowania socjologiem. Zdobytą wiedzę wykorzystuje w biznesie, a inspiracją są dla niej ludzie, których spotyka w swoim życiu. Marzenia to dla niej odpowiednik planów, jakie trzeba wykonywać. Autorka jest matką dwóch nastolatek i miłośniczką kotów.
Ametysta to magini i członek Wielkiej Rady, zamieszkująca krainę nazwaną Kotaliną, w której można znaleźć różnej maści mieszkańców - zarówno magiczne jak i niemagiczne rasy. Od pewnego jednak czasu, równowaga krainy zostaje zachwiana, w wyniku czego pojawiają się niebezpieczne zmiany, w postaci skrócenia dnia na rzecz nocy, czy tajemniczego zaginięcia smoków. Bohaterka wraz z królem Vikiem i pozostałymi członkami rady, stara się ustalić przyczynę niekorzystnych zmian w swoim otoczeniu. Pomagają jej w tym czarujący półwilk i inkub Max, oraz wysłanniczka księcia ciemności – Brenda.
Książka "Ametysta. 7 wymiar" zabrała mnie ze sobą w barwny świat, w którym wszelka logika nie ma racji bytu, a o prawach rządzących naszą rzeczywistością możecie spokojnie zapomnieć. Kotalina, a także inne wymiary, zachwyciły mnie bogatym panteonem mieszkańców, których nazwy musiałam sobie wypunktować: driady, hobgoblini, metamorfomagowie, magowie, animagowie, wampiry, zielarki, inkuby, diabły i inne postacie, jakie może stworzyć wyłącznie wspaniała, ludzka wyobraźnia. Świat przedstawiony w książce jest naprawdę bogaty, począwszy do wielu maści ras, po prawa nimi rządzące. Ta wielowymiarowość urzeka i pozwala przenieść się czytelnikowi niemalże do środka książki, aby razem z bohaterami dziwić się gadającym obrazom, czy obcować wśród zaginionych smoków. To obszerna warstwa, która powinna zadowolić wszystkich miłośników klimatów fantasty, stawiających na rozbudowany świat przedstawiony.
Pierwszoplanową bohaterką tego tomu jest tytułowa Ametysta (nie mogłam przyzwyczaić się do tego imienia), jednak obok niej, ważną rolę pełnią także wampirzyca Brenda oraz półwilk i inkub – Max. Trójka bohaterów, tworzy swoisty trójkąt miłosny, dzięki któremu poznajemy fantastyczny świat widziany oczami nie jednej postaci, ale kilku. To trafiony zabieg, w którym wielotorowa narracja dodaje książce różnorodności. Muszę również przyznać, że to kreacja Brendy była mi o wiele bliższa. Być może z tego względu, że autorka poświęciła jej portretowi więcej uwagi, niż samej Ametyście.
Viktoria Armstrong, w swoim warsztacie posługuje się dość szerokim spektrum opisowym, pokazując fantastyczny świat, pełen barwnych detali, pobudzających wyobraźnię. I to najważniejsza płaszczyzna, zasługująca na podkreślenie. Wątek poszukiwania przyczyny pojawienia się niekorzystnych zmian w Kotalinie – nie nosi z pewnością znamion wartkiej akcji z nieprzewidywalnymi zwrotami fabularnymi. Muszę również powiedzieć, że okładka pierwszego tomu jest jak najbardziej trafiona i dość tajemnicza, więc na pewno zwraca uwagę.
Zakończenie pierwszego tomu serii pióra Viktorii Armstrong niespodziewanie mnie zaskoczyło, gdyż nie sądziłam, że autorka w taki sposób pokieruje losami trójki bohaterów. W drugiej części liczę na szersze scharakteryzowanie portretów psychologicznych postaci, oraz przede wszystkim na jeszcze barwniejsze opisy świata wykreowanego przez autorkę. "Ametysta. 7 wymiar" to udany debiut, obiecujący jeszcze więcej w drugim tomie.