Macie czasem tak, że książka wręcz do Was mówi z półki i zmusza, żeby po nią sięgnąć? Mnie się to zdarza i staram się nie lekceważyć tego wołania, bo wtedy wiem, że przyszedł czas właśnie na tę książkę i z reguły czytam ją z absolutną przyjemnością.
Tym razem usłyszałam wołanie kolejnego tomu „Sióstr Jutrzenki” pt. „Kobierce tkane z pajęczyny”. Akcja czwartej części rozpoczyna się jakiś czas po emocjonalnym zakończeniu z tomu czwartego. Z opowieści snutej przez Autorkę, panią Renatę Kosin, dowiadujemy się co zdarzyło się w międzyczasie i jakie konsekwencje miała ta finałowa sytuacja.
Jak i dotychczas akcja „Kobierców…” rozgrywa się dwutorowo. W przeszłości dalej śledzimy losy rodziny Śmiałowskich, rozsianej już po świecie, a bardziej współcześnie wciąż towarzyszymy Michalinie, teraz już dorosłej, w odkrywaniu tajemnic swoich przodków.
Tym razem akcja skupia się na kobiercach, które zostały utkane dla każdej z córek Arachny i Witolda, a sprawa w pewnym momencie zaczyna zbaczać na kryminalne tory.
Z prawdziwą przyjemnością po raz kolejny rozsiadłam się wśród ścian Przytuliska, poczułam się jakbym uściskała starych przyjaciół. Jednak w moim odczuciu ta część nie ustrzegła się minusów.
Z pewnością był to zamysł autorki, ale dość trudno mi zrozumieć brak w treści tak ważnego wydarzenia jakim jest II wojna światowa. Trzeci tom kończył się w jej przededniu, czwarty zaczyna już po niej. O wydarzeniach z tej najkrwawszej i najstraszniejszej z wojen dowiadujemy się od samych bohaterów, którzy wspominają ją w rozmowach. Nie towarzyszyliśmy ich w próbach przeżycia, w każdym ciężkim dniu wojennej pożogi. Nie wiemy jak sobie radzili i z jakimi mierzyli się trudnościami. Przyznam, że nieco mnie to rozczarowało. II wojna światowa to świetne pisarskie pole do popisu, a umieszczona w realiach wsi, z dala od bitew i krwawych wydarzeń, mogłaby nabrać nieco świeżości, rzucić nowe światło.
Tak czy siak, Autorka zdecydowała się na taki zabieg. I choć wielka szkoda to mimo wszystko książka nie traci na jakości. Po raz kolejny mamy do czynienia z bardzo dobrym, wciągającym stylem pisarskim. Serię Pani Renaty czyta się niemal jednym tchem i powoli zaczynam czuć smutek, że przede mną jeszcze tylko jeden tom.
Odczuwam też smutek innego rodzaju. Choć polubiłam większość bohaterów, (i niestety nieubłagane życie z niektórymi każe w trakcie lektury się żegnać) to żałuję, że czas leci a wydarzenia z zamierzchłej przeszłości coraz bardziej sięgają współczesności. Co prawda to wcale nie znaczy, że treść jest przez to mniej ciekawa. Przeciwnie, wszak odkrywanie trudnych powojennych lat to niejaka gratka dla dziecka wychowanego w latach 90, to także doskonała okazja do zrozumienia wszystkiego co wtedy się działo, (Pani Kosin jest niezrównana w tworzeniu klimatu oraz ludzkich charakterów), ale akcja dociera powoli do lat urodzin i młodości moich rodziców, a dla mnie to wciąż jeszcze nie jest historia ;) W piątym tomie klamra spinająca obie linie czasowe prawdopodobnie w końcu się zamknie.
Odłożyłam książkę zrelaksowana i zadowolona. Czas na ostatni tom…