I znowu ten Sławomir Koper! Nie dość, że strącił z piedestału Wieszcza Adama, wkraczając do jego alkowy i wywlekając z niej rozmaite intymne szczegóły, nie do końca odpowiadające powszechnie panującym wyobrażeniom o idealnym żywocie autora „Pana Tadeusza”… Nie wystarczy, że największe talenty polityczne i artystyczne dwudziestolecia międzywojennego przedstawił w swoich książkach jako ludzi pełnych nie tylko pasji, ale i szalonej wręcz namiętności, popychającej często do czynów niewiele mających wspólnego z przyzwoitością!
Nie. On musiał teraz sięgnąć głębiej i zbrukać nasze szlachetne wyobrażenia o antyku.
A przecież obraz grecko-rzymskiej starożytności utrwalony w głowie przeciętnego, średnio wykształconego człowieka jest taki piękny! Znajdzie się w nim miejsce i dla potężnych kolumn w trzech stylach architektonicznych, rzecz jasna, i dla niepokalanie białych rzeźb o idealnych proporcjach, przedstawiających urodziwych bogów, herosów i ludzi, i dla aktorów teatralnych w charakterystycznych maskach… Nie zabraknie Homera i Platona, mitologii tak pięknie ocenzurowanej w wersjach przeznaczonych dla szkół podstawowych, gimnazjalnych oraz średnich, waz czerwono- oraz czarnofigurowych czy też słynnej wilczycy karmiącej porzucone bliźnięta. I dla cezarów, gladiatorów, rudego Nerona wpatrującego się w pożar Rzymu tudzież dla ateńskiej demokracji. Taka piękna wizja Greków i Rzymian! Niewinna i czysta, niczym ów marmur kolumn i portyków…
No i klops.
Bo „Życie prywatne i erotyczne w starożytnej Grecji i Rzymie”, które wydał niedawno nasz Naczelny Gorszyciel Kraju, czyli Sławomir Koper, zakłóca, burzy ów stereotypowy obrazek, jaki większość z nas hołubi w duchu od czasów, kiedy jeszcze się ową nieszczęsną starożytnością zajmować musiała, czyli mniej więcej od początku szkoły średniej. Burzy – a na jego miejscu buduje inną, o wiele bogatszą wizję, żmudnie i z dużą starannością odtworzoną z okruchów zachowanych źródeł: dokumentów, kronik, literatury pięknej, sztuki, tradycji, a nawet… napisów na murach. Oto warsztat dobrego historyka. I dzięki jego wytrwałym badaniom wyblakły, zbielały niczym wspomniane rzeźby, które wszak pierwotnie pokrywały ponoć jaskrawe kolory, świat antyku odzyskuje dawne rumieńce. Dodajmy, że rumieńce dość intensywne, świadczące o jego ogromnej żywotności.
Zresztą – i czytelnik może się niekiedy zarumienić, a przy okazji – sporo dowiedzieć o szczegółach życia prywatnego i miłosnego przed wiekami. Gdzie – i z jakich powodów – niezamężne dziewczęta mogły czy wręcz musiały przechadzać się nago po ulicach? Jak Grecy traktowali swe żony, a jak – kochanki? Z jakich seksualnych ekscesów zasłynął ponury Tyberiusz, a jakie wszeteczeństwa preferował Neron? I co działo się w sypialniach władców Egiptu czy imperium macedońskiego? Takich soczystych, choć niekiedy rzeczywiście gorszących, opowieści, anegdot i wzmianek znajdzie się w książce Sławomira Kopra mnóstwo, choć oczywiście podczas lektury pamiętać należy o tym, iż współczesne kanony moralne znacznie odbiegają od tych obowiązujących w świecie antycznym, toteż wiele z faktów, które dziś uznalibyśmy za co najmniej wstydliwe, w starożytnej Grecji czy Rzymie stanowiło całkowicie naturalny i niepodlegający dyskusji składnik dnia powszedniego. Rzecz jasna, ta reguła działa również w drugą stronę, co znakomicie ilustruje fragment książki wyjaśniający, dlaczego starożytne małżonki nie miały zwyczaju żegnać swych „ślubnych” czułym buziakiem na progu domostwa…
Hmmm, momencik. Czuły buziak? I to w książce, po której spodziewalibyśmy się raczej soczystych skandali, dokładnych opisów bezeceństw i gorszących scen oraz orgii?!
I tu dochodzimy do samego sedna. Zawiedzie się bowiem ten, kto liczył, że kolejna książka Sławomira Kopra dostarczy mu wrażeń rodem z pism czy filmów dla dorosłych. Nic z tych rzeczy. Owszem, autor nie stroni od ukazywania nawet najmroczniejszych stron ludzkiej natury, objawiających się choćby w łożnicach rzymskich cesarzy, czyni to jednak w sposób wyważony i osadzony w szerszym kontekście historyczno-kulturowym. I właśnie ów kontekst cenię najbardziej. Sprawia on bowiem, że zwykły zbiór faktów, skandali anegdot oraz plotek rodem ze świata antycznego staje się pasjonującą Opowieścią o dawnych Grekach i Rzymianach, o ich codziennym życiu, które – poza Historią, tą opisywaną w podręcznikach i szafującą datami kolejnych wojen greckich o hegemonię czy rzymskich podbojów – wypełniały także sprawy ciała i ducha, a więc erotyki i miłości.
W ujęciu Sławomira Kopra starożytni zeskakują więc żwawo z marmurowych piedestałów, porzucając koturny i maski, w które sami ich zresztą odzialiśmy. Ożywają na nowo, jako ludzie z krwi i kości, a nie tylko z kart podręczników, kronik czy mitologii. Odzyskują kolory. Nie zawsze są to piękne barwy, ale i my, ludzie, nie zawsze postępujemy pięknie, prawda? Nie można im jednak odmówić prawdziwości, zaś autorowi – znakomitego stylu, dzięki któremu o rozmaitych wyczynach i ekscesach starożytnych czytamy nie tylko z wypiekami na twarzy, lecz również – z niekłamaną przyjemnością.
Naczelny Gorszyciel Kraju znów wypełnił swoją misję. Oby tak dalej! ;)