Geneza powstania opowiadania o Tulipance jest przepiękna. Katarzyna Ducros zainspirowana rysunkiem baletnicy stworzonym przez Ewę Zielińską nadała jej imię, wykreowała historię, charakter. Ożywiła obrazek sprawiając, że maleńka dziewczynka zaczęła tańczyć w szkicowniku.
„Tulipankę i kolor pomarańczowy” możemy podzielić na dwie części. Zaczynamy od samego początku, czy od powstania wszechświata. Cykl wybuchów i zmian pogody doprowadził do spotkania się dwóch ziarenek, z których wyrosła nasza bohaterka. Pewnego dnia puka ona do okienka rysowniczki, aby ogrzać się w jej domu i, ostatecznie, przenieść się w świat koloru.
Kompletnie nie rozumiem tego podziału. Kiedy zaczęłam czytać bajkę córce patrzyła się jak otępiała, ja zresztą też. Miała być historia o małej baletnicy, a tu ciągnie się, i ciągnie opowieść o powstaniu wszechświata. Krąży materia, chodzą dinozaury – "o co kaman?" Co prawda jesteśmy w opisie książki ostrzegani, że takie elementy się w niej znajdują, ale nie spodziewałam się, że zajmują aż tyle miejsca. Nie zaprzeczę, że jest to napisane bardzo ładnym językiem. Pełnym delikatności i doniosłości. Tylko, czy dzieci to zrozumieją i docenią?
W końcu doczekaliśmy się pojawienia Tulipanki. Cieszymy się na obiecana przygodę w świecie barw, na inspirującą podróż do świata sztuki. I... bohaterka pogadała z rysowniczką, ta ją narysowała i dzieweczka zniknęła. Ja może nie jestem wyjątkowo wrażliwym osobnikiem i nie zrozumiałam, ale... no nie zrozumiałam, jak miało to zainspirować małego czytelnika. Tekstami typu „... bo w wyobraźni wszystko jest możliwe”[*]? Powtórzę to co napisałam we wcześniejszym akapicie. Tekst jest przepiękny, tylko nurtuje mnie pytanie, czy to wszystko nie jest zbyt poetyckie dla dziecka.
Na końcu książki znajdziemy 3 rysunki do pokolorowania. Dziecko zostaje zachęcone do nadania Tulipance barw, dorysowaniu przyjaciół, tła itp. W końcu jakieś działanie. Chociaż ja nie jestem do końca fanką takich rozwiań. Lubię mieć książki do czytania i publikacje aktywizujące – z malowankami, zadaniami itp., ewentualnie jakąś wkładkę, bonus do bajki, który można wyciągnąć.
Mi ta „Tulipanka i kolor pomarańczowy” nawet się podobała, tylko to nie ja jestem grupą docelową. Nie widzę w niej tego czegoś, co miałby przyciągnąć do niej dziecko. Ładne ilustracje, kolorowanka – to powinny być dodatki do opowieści, a nie odwrotnie.
W dalszym ciągu nie rozumiem, o czym Katarzyna Ducros chciała napisać – o powstaniu wszechświata, czy o maleńkiej dziewczynce. Jednak styl autorki jest jak z bajki. Jak będziecie mieli okazję to przekartkujcie tę książkę. Może wasza wrażliwość pomoże wam dostrzec to, czego ja nie czuję.
Oczekiwałyśmy baśni o baletnicy, a dostałyśmy niezły usypiacz. W sumie jest to jakiś atut, że dziecko sprawnie zasnęło, zamiast dyskutować i ekscytować się akcją.
[*] Katarzyna Ducros, "Tulipanka i kolor pomarańczowy", wyd. Arkady, Warszawa 2021, s. 51.