Osiem gwiazdek za reportaż podróżniczy to dużo, ale tak właśnie oceniłam 'Kajakiem do Indii' Wacława Korabiewicza. I ta wysoka ocena nie wynika z jakiejś oryginalności sposobu opowiadania o podróżach (bo autor opisuje w sumie 3 wyprawy kajakowe), ale:
Po pierwsze, z uroczo staroświeckiego języka. Teraz już nikt tak nie mówi, ale dla mnie brzmiało to (bo słuchałam, nie czytałam, więc brzmiało) jak wspomnienia z wypowiedzi mojej mamy, dziadków. Ten język cechują powtórzenia, wykrzykniki, powiedzenia i porównania z mitologii, trawestacje języka biblijnego, zabawne porównania, słowem wszystko to, czym cechowała się kresowa mowa moich protoplastów...
Po drugie, reportaż przesiąknięty jest radością młodości, zachłystywaniem się światem i wolnością polskiego młodzieńca z czasów dwudziestolecia. My, czytelnicy wiemy już, że tuż tuż historia szykuje dla Europy, a szczególnie dla Polski hiobowe doświadczenia, ale tam jeszcze radość młodości. Polska ma ambasadorów, polskie czeki można wymienić w bankach Europy... Kajaki kojarzą mi się z koleżanką ze studiów, i oczywiście z Karolem Wojtyłą.
Po trzecie, wysoka ocena książki wynika z trafności obserwacji świata muzułmańskiego, który to nasz autor przemierzał kierując się do Indii. Niedogodności zachodzą na granicy Turcji, w Bastionach, zaś prości ludzie są gościnni, uczynni i serdeczni. Nie wiem, czy nasi 'cywilizowani Europejczycy' tak gościnnie przyjęliby obcych kompletnie cudzoziemców i dzieliliby się ostatnią kromką? Korabiewicz przedstawia ślady starożytnych cywilizacji, w krótkich słowach opisuje drogi i architekturę, hodowane rośliny i zasoby gospodarcze. Poza tym przestawia czystą i gościnną Syrię i obala mit uciśnionych muzułmanek. Czy wiecie, że czarne szaty pozwalają im niezauważenie przekradać się do kochanków? Obraz Aleppo z lat 30tych tak kontrastuje z obecną wojną. Przykre.
No i Indie. Indiom Korabiewicz poświęcił wiele rozdziałów. Wniosek, który się wyłania, to taki, iż kolonizacja spowodowała wypaczenia tego świata uduchowionego. Autor mówi, że obcą kulturę należy oceniać według kryteriów tamtejszych, i krytykuje narzucanie światu europejskości, która w koloniach sprowadza się do kultu pieniądza. Niby, można powiedzieć, obrazy sprzed 80 lat, ale mi się skojarzyły z nowobogackimi domami w naszej nowej Polsce. Bo czyż nie podobnie zachowywali się co niektórzy Polacy, gdy po 1989 roku 'dorobili się'? Te niepotrzebne meble, te markowe ciuchy w połączeniu z peerelowskimi manierami, dają karykaturalne wrażenie. Całkiem jak ten, występujący w reportażu, 'wujek' właściciel fabryki w Indiach, szastający gotówką.
Jeszcze jeden ciekawy wątek uważam za godny wspomnienia. Chodzi o kino indyjskie. W roku 1935 Korabiewicz ocenił je jako infantylne i zbyt naiwne jak dla gustu Europejczyka. Ha!!!!!! Może myśmy zgłupieli albo popularna kultura europejska cofnęła się do etapu prymitywnego, ale przecież Kino Bollywood jest bardzo popularne obecnie! Cóż, widocznie stary lwowsko-wileński inteligent nie przewidział tego co z jego rodakami 80 lat później zrobi połączenie najgorszych naleciałości z Zachodu z 50 latami siermiężnego PRLu.